wtorek, 31 grudnia 2013

311

Nie będzie podsumowania roku 2013, bo to, że końcówka była chujowa to wiadomo.
Nie tylko u mnie chujowa. Wczoraj zadzwoniła Dobra Pani* i powiedziała, że 10ego grudnia pochowała swojego przyjaciela, a 27ego ojca swoich dzieci... 

Ale, żeby nie było tak pesymistycznie: wczoraj zostałem wujkiem :)
Młoda nie chciała widocznie zaczekać na nowy rok, także mam malusią bratanicę :)

A na 2014 postanawiam wznieść się na wyżyny mojej boskości, być jeszcze bardziej boskim i mieć wyjebane na wszystkich tych, którzy się nie znają i nie doceniają mojej boskości :))

I Wy też bądźcie w 2014 jeszcze bardziej boscy niż w 2013 :))



*kierowniczka z poprzedniej pracy

P.s. Odezwała się do mnie na fejsie dawna kumpela z lat smarkatych. Po 14 latach przeklikaliśmy 2 godziny. Opowiedziałem jej o swoim życiu prywatnym. Już zapomniałem jak to jest, wyrzucić z siebie coś co się tłumi i czuć się zrozumianym...

sobota, 28 grudnia 2013

310

Od kilku dni piszę z takim jednym młodzikiem (27 lat).
Wysłałem mu zdjęcia i jak skomentował? Oczywiście, że tak: jestem bosssski i do tego mam zajebiste nogi :P

I teraz mnie zastanawia, na portalach mam widoczne zdjęcia, skoro jestem taki bossski to dlaczego ludzie nie próbują nawiązać znajomości? Aż tak ich onieśmielam?

A. zdaje mi się sympatyczny. Mam wrażenie, że się we mnie nawet zadurzył, mimo, iż na żywo jeszcze się nie spotkaliśmy.
Za to ja mam dylemat, bo w zasadzie niczego nie oczekuję, nie myślę o tym, żeby się zakochać, czy też żeby wskakiwać w następny związek.
Nie chciałbym chłopaka skrzywdzić.

Z drugiej strony potrafi mówić z sensem, najlepsze, że poznaliśmy się na czaterii (co jak wiadomo jest największym burdelem w internecie).

I uświadomiłem sobie, że ja to na prawdę stary jestem.
Pamiętam jak mając 26 lat chyba, poznałem wirtualnie jednego przystojniaka (miał chyba 20 lat wtedy). Nic z tego nie wyszło, bo byłem za młody (wybrał kolesia 2 razy starszego o ile mi wiadomo są razem do dziś).

Ale wracając do tego, że stary jestem - zaczepiają mnie młodziany w przedziale 20-23 lata ;/ Jeden jest wręcz prześliczny, ma głowę na karku, tylko kurde 9 lat różnicy to dla mnie za dużo ;/

No i w Warszafffce jest jeden co mi się baaaaaaaardzo podoba i zawsze do mnie uśmiecha. Muszę znaleźć jakiś sposób, żeby go 'wyczuć'... :P
 
Ja to mam (nie)boskie dylematy ;)

wtorek, 24 grudnia 2013

309

Monotematycznie w końcu święta.
W tym roku nie wysyłam smsowych życzeń. Straciłem kontakty na telefonie (ekran dotykowy się zepsuł), więc czekam aż innym przypomni się o mnie.
Niewiele tych osób jest :)

Kolacja zjedzona, każdy znalazł dla siebie jakąś drobną pierdołkę pod choinką.
Jednym słowem święta, święta i po świętach... No może nie do końca, ale niewiele brakuje ;)

Jeśli któregoś razu, braknie TEJ zupy na wigilijnym stole, to dla mnie Boże Narodzenie straci jakikolwiek sens...


Wesołych wszystkim :)

piątek, 20 grudnia 2013

308

Dzisiaj się dowiedziałem, że kolega, którego lubię (a który ostatnio dostał upomnienie ode mnie) odchodzi. W sumie to nie wiem czy sam zrezygnował, czy jego kierowniczka się (w końcu) pozbyła, bo z tego co mówił, najwyraźniej miała na to ochotę.

Szkoda, bo był jednym z niewielu plusów Warszaffffki - zawsze miło było zawiesić na nim oko ;) Pomijając fakt, że jest człowiekiem pozytywnym.

Drugi mój ulubiony chłopaczek też już chyba nie pracuje, kawał czasu go nie widziałem. A szkoda, bo z nim to bym na kawę chętnie poszedł :P

Ja się trzymam.
Jakoś.
Czasami robi mi się przykro gdy coś mi się wspomni, tudzież skojarzy (dzisiaj mam taki niekiepski dzień).
A że teoretycznie od środy a praktycznie od dzisiaj mam urlop i to do 6.01 to czasu na myślenie mam bardzo dużo...

Niestety z portali randkowych nic nie wynika, ludzie przyjdą, popatrzą na zdjęcia i pójdą dalej (tudzież za 3 dni wracają i znowu idą dalej). Czasem to się czuję jak małpa w zoo...

Za to wczoraj z Wiedźmami poszliśmy na coroczny przedświąteczny zlot. Wspominaliśmy dawne czasy, a główną atrakcję stanowiła Dawna Wiedźma, która jakoś od nas się odsunęła zaraz po studiach (typowy przykład - jesteś mi potrzebny/-a to się kolegujemy, a jak nie to nie - co zresztą pokazała jakiś czas temu, gdzie po długim długim okresie nieodzywania się wyskoczyła do mnie z pytaniem, czy nie zabiorę jej samochodem do Warszafffki "przy okazji"...).
Będziemy na emeryturze to jej rajstopy w nogawkach będą nas bawić pomimo sklerozy. Bo tego nie da się zapomnieć ;)

Jakoś przez przypadek znalazłem: 

wtorek, 3 grudnia 2013

307

A czy ja wspominałem, że w zeszłym tygodniu to miałem bliskie spotkanie trzeciego stopnia z ciężarówką?
I że koleś nawet nie poczuł, że w coś uderzył? I że zanim się zatrzymałem i zobaczyłem wgniecenie w drzwiach to jego już nie było?

A o tym, że dostałem wezwanie do sądu w charakterze świadka, bo pracownik, który jest debilem, sądzi się z ZUSem o odszkodowanie?

Nom, taki zajebisty miałem listopad, a do końca roku jeszcze trochę zostało.


Za to dzisiaj moja kożelanka szefowa była ze mnie dumna, bo w ciągu 15 minut wystawiłem 6 upomnień (w tym koledze*, którego bardzo lubię i który mi się podoba, więc mi serce pękało, gdy pisałem wniosek o upomnienie).
Zmienił się dyrektor i powiedział, że mamy się z kożelanką szefową nie cyrkolić i być chujami (tzn. ja mam być chujem, a ona to raczej cipą).

I tak sobie czas leci...


*w moim zawodzie niestety nie mogę mieć kolegów w pracy...

piątek, 29 listopada 2013

306

Im więcej czasu upływa, tym bardziej się zastanawiam, po cholerę było to ciągnąć przez ostatnie dwa lata?
Tym bardziej, że exMOB nie wykazuje nawet teraz chęci jakiegokolwiek dialogu (ja się nie będę odzywał, dość inicjatywy wykazywałem) czy zainteresowania co słychać...
Więc skoro tak łatwo [?] było mu zrezygnować, dlaczego nie zrobił tego 2 lata temu?
Ano dlatego, że wtedy nie czuł się jeszcze dobrze, więc byłem mu potrzebny.
Teraz, dzięki lekom poczuł się pewniej to po co mu 'przyjaciel'?.

To sobie odpowiedziałem sam na pytanie...

Gdzieś u kogoś (chyba u Fioletowej :)) wyczytałem 30 rzeczy, które sprawiły mi przyjemność czy jakoś tak.
Próbowałem spisywać, nawet nie źle mi szło.

Niestety w tej chwili mogę listopad zaliczyć do najbardziej pechowych miesięcy w tym roku (ba! Nawet w ciągu ostatnich 3 lat!).
W poniedziałek od kożelanki szefowej mi się dostało, bo na firmie podobno na mnie narzekali (kurwasz!), co mnie już totalnie dobiło.

A dzisiaj z moim świerszczykiem na przegląd pojechałem i co? I mogę oddać autko na złom, bo przeglądu nie przeszło, inwestować już w niego nie ma sensu. Nie wiem czy ja faktycznie nie potrafię jeździć czy sam samochód to faktycznie już taki złom był.

Kożelanka szefowa powiedziała, że w styczniu będzie nowy-stary gruchot, więc grudzień bez samochodu spędzę.

A odnowiłem sobie profil na jednym z portali - i nic się nie zmieniło - ludzie zaglądają, obejrzą zdjęcia i idą dalej :) MOBa znalazłem w sumie po roku, więc wszystko jeszcze przede mną :P

exMOB na fejsie dał wczoraj opis: "Oskalpowałem sobie brodę maszynką jednorazową".
Pokusiłem się o komentarz: "Kara Boska! :P"

Sesesesese....

wtorek, 19 listopada 2013

305

Powód MOBa, dla którego był taki 'oschły' to fakt, iż postanowił wyjechać do UK i tam szukać szczęścia.
Powiedział, że się 'zastanawia' nad wyjazdem... Ale przed wczoraj na jakimś tam jego profilu na pewnym portalu wyczytałem 'Niedługo przeprowadzka do UK'.
Przykro mi, że nie powiedział tego mi wprost...
Ponieważ nie lubię nie wiedzieć na czym stoję, przed chwilą zapytałem go wprost: czy Twoje nieodzywanie się to swoisty sposób powiedzenia "Wyjeżdżam zrywam z Tobą"?

No i się dowiedziałem, że myśli, iż nasze drogi się rozchodzą.
I jeszcze dowiedziałem się, że od ponad dwóch lat [!] żyjemy jak przyjaciele.
Noż kurwa mać...

Napisałem MOBowi, że moją szczoteczkę do zębów i kapcie może wywalić do śmieci....
....razem z moim sercem.

W każdym razie Boski jest do wzięcia...

Jacyś chętni?

Ta dziura w klatce piersiowej jest nie do zniesienia.

niedziela, 17 listopada 2013

304

Z okazji 31-wszych urodzin życzymy ex-MOBowi wszystkiego najlepszego i powodzenia na nowej drodze życia.





P.s. Oby do końca życia prześladował go syndrom "Ty nie jesteś Boski, bo Boski jest tylko jeden..."

środa, 13 listopada 2013

303

Od dawna tak mam, że potrafię 'przewidzieć', iż jakieś nieszczęście się przytrafi.
A to spóźni się autobus, a to samochód nie odpali, a to w gówno wdepnę, a to wypadnie mi kubek z ręki...
Ot, takie odczytywanie drobnych znaków...
Wczoraj np. skaleczyłem się w palec. Drobna ranka, niby nic wielkiego...
Zaraz dostałem smsa od kożelanki szefowej, że z rana mam jechać do Dąbrowy Górniczej. No spoko.
Co mi się w głowie pojawiło? Ano rozwalona opona...
Wszedłem na alledrogo i zamówiłem solidny (a przynajmniej mam taką nadzieję) lewarek hydrauliczny (mam trapezowy, tylko siąść i płakać pamiętając jak to wymieniałem samodzielnie koło w sierpniu czy lipcu) i pompkę samochodową.
Do Dąbrowy dotarłem bez problemu, nawet firmy nie musiałem specjalnie szukać. Potem pojechałem do zaplanowanej firmy. I jakieś 100 metrów przed bramą zaczęło mi telepać z prawej strony...
Tak, zgadza się, złapałem gumę.
4ty raz w ciągu ostatnich 14 miesięcy...
Dojechałem do firmy, poprosiłem chłopaków z UR o pomoc przy zmianie koła.
Nie dość, że koło wymienili, to sprawdzili pozostałe i dopompowali, bo się okazało, że niskie ciśnienie było.
"Panie Boski a pan to niech nic nie kupuje, takie coś to pierdołka, cieszymy się, że mogliśmy pomóc".

Dobrze, że są jeszcze życzliwi ludzie na tym świecie...

sobota, 2 listopada 2013

301

MOB jakiś dziwny jest od dwóch dni.
Oczywiście nie napisze co jest nie tak.
Wczoraj mu napisałem na skype, że jest dla mnie oschły. Dzisiaj się w ogóle nie raczył odezwać...
Więc zarzucam focha i też się nie odzywam.
Prosić się kurwa nie będę.

Byliśmy w ubiegły weekend u Kwiaciarzy.
Dowiedziałem się, że kolor róży na zdjęciu to 'herbaciany'...
Dla mnie to jasny pomarańczowy, ale widocznie chuja się tam znam na kolorach...

wtorek, 22 października 2013

300

Ktoś mi wypomniał w jednym z niedawnych postów, że jestem za miękki w swojej pracy... (mimo to lubię fioletowy kolor :P)
A dziś kożelanka szefowa mi powiedziała, że mam w Warszafffce ksywę "Pistolet" i pracownicy się mnie boją...
Kurna przecież ja milutki jestem*...

Mieliśmy dziś audit. Teoretycznie jutro też mamy, ale jest opcja, że nas już nie tknie.
Wnioski po dzisiejszym: behapowców tutaj mamy zajebistych**, niepotrzebnie się stresowałem*** :)




*upomnienia wręczam z uśmiechem
**tylko firma chujowa :]
***nie mów hop, nie wiadomo czy jutro babka z czymś nie wyskoczy...

poniedziałek, 21 października 2013

299

W Warszafffce jutro mamy audit.
Zastanawiałem się, czy założyć białą, ładną koszulę.
Stwierdziłem, że zrobię to w środę, bo wtedy ja będę robić z siebie idiotę i chciałbym przynajmniej bosko wyglądać.

Dzisiaj dali mi popalić. Nie w sensie, że mnie wkurzali, chociaż to też, ale biegałem z jednego końca hali na drugi próbując ogarnąć kilka rzeczy na raz.
Zobaczymy co wyjdzie.
Jakoś 11 godzin w robocie to nie dla mnie (chociaż wiem, że niektórzy mają to na co dzień).

środa, 9 października 2013

298

Jestem za miękki do tej roboty.

Odpuściłem kolesiowi po namowach jego kolegi i koordynatora.
Podobno jest dobrym pracownikiem i zapierdziela po 16 godzin i "bał się mnie" temu wyszło jak wyszło.
No chyba rzeczywiście się bał, bo jak tylko na dział wszedłem i się obróciłem w innym kierunku to spierdolił stamtąd...

Z drugiej strony widząc wdzięczność [?] jakoś lepiej się poczułem...

Na szczęście środa minie, tydzień zginie. Zaraz piąteczek i do domciu.
Chociaż przez 2 dni to mi jeszcze krwi mogą nieźle napsuć...

wtorek, 8 października 2013

297

W Warszafffce mamy nowych współlokatorów. Oczywiście parkę.
Ona Ukrainka, on rozwodnik, który 3 razy stracił prawko "za głupotę".
Mili, sympatyczni. Jest z kim posiedzieć i pogadać ALE.
Zawsze musi być ALE.
Przyzwyczajony, że piętro miałem całe dla siebie jest mi zwyczajnie zbyt tłoczno i zbyt głośno. Nie pomaga nawet to, że nie wchodzimy sobie w paradę np. zajmując łazienkę z rana [wstaję przed 5], czy kuchnię po południu [wracam jako pierwszy].
Jednak nie ma co zrzędzić, mogło być gorzej :)

Poniedziałek w Warszafffce minął pod znakiem pretensji. Od pracowników, każdy z każdej strony, a to problem, bo są nowe szafki na jadalni dla pracowników i teraz jest 'ciasno'.
A to szatnie, bo dlaczego pracownicy zewnętrzni dostali 'klatki' zdecydowanie za małe na tą liczbę pracowników i nie mogą korzystać z szafek [które sami pozajmowali bez niczyjej zgody. Faktem jest, że nikt tego nie kontrolował, ale przyszedł nowy pan Łysy i wprowadza swoje nowości - tzn. on wymyśla, my z kożelanką szefową musimy je realizować - od kiedy bhp zajmuje się przydziałem szafek, ich numerowaniem, ewidencjonowaniem, oklejaniem?? Tym bardziej, że jest koleś, który zajmuje się wydawaniem czy to odzieży czy też innych materiałów, zaopatrzeniem itp.], a tam gdzieś oświetlenia nie ma a ludzie pracują i dlaczego na halę nie można wnieść koka-koli, bo ktoś sobie wymyślił, że jest zakaz koniec kropka i to moja oczywiście wina.
Tak na prawdę jestem ostatnią osobą, która ma tu cokolwiek do powiedzenia w takich sprawach [ja tylko kontynuuję tematy zaczęte przez kożelankę szefową a wymyślone przez pana mądrego Łysego]...

Złapałem 4 osoby bez kasków, okazało się, że jeden koleś [a raczej jego kolega] podał mi nieprawdziwe nazwisko, skutkiem czego wyszedłem z leksza na idiotę pisząc o upomnienie dla pracownika, który nie istnieje...
Ale jak jutro dorwę palanta, to zjebę taką dostanie, że nie będzie wiedział jak się nazywa... [i zamiast upomnienia dostanie od razu naganę].

Księżniczka [biurowa] wyszła na spacer między regały, bez kasku oczywiście, "Księżniczka! Nie chodź bez kasku bo będzie upomnienie!" 
"Ale ja TYLKO przechodzę..." i idzie sobie Księżniczka, mając mnie w dupie - nie pierwszy raz zwróciłem jej uwagę [upomnienie poskutkowało tym, że jej kierowniczka zamówiła kaski].

Najczęstsze wytłumaczenie dlaczego pracownik nie ma kasku: bo ja tylko przechodzę. Noż kurwa przechodzisz, to załóż kask, skoro nie chce ci się zrobić trzech kroków na drogę komunikacyjną.
Przez ostatnie tygodnie chodziłem, zwracałem każdemu z osobna uwagę i co? I gówno.

A najgorsze, że ja się gryzę i przejmuję [mam problemy ze snem, bo myślę i się nakręcam], podczas gdy ludzie mają to w dupie ;/

No ale, taka moja niewdzięczna praca...

No more mister nice guy...

sobota, 3 sierpnia 2013

296

MOB pojechał sobie do Kwiaciarzy* chlać. 
BEZE MNIE.
Trzeba będzie mu focha zarzucić.
Czasem mnie to irytuje, idzie/jedzie gdzieś, przez cały dzień się nie odzywa. No chyba, że ja się odezwę.
No ale faceci nie myślą jak to moja mama mówi, więc muszę mu wybaczyć...

Za to sobie osłodziłem dzisiaj wieczór:



MOB na diecie więc i tak by tego nie docenił.
A przecież moje gofry są jak pączki w tłusty czwartek: kobietom idą w cycki, facetom idą w ........ spodnie ;)


*taka parka, z którą zna się już parę lat. Czasami do nich wpadamy na kafę, tudzież chlanie. MOB chla, ja udaję, że ich pijackie zachowanie jest śmieszne [w sumie to jest :P]. Długo się zastanawiałem jaki przydomek im dać, no i wymyśliłem ;)

czwartek, 25 lipca 2013

295

Dzisiaj Warszaffffka mnie rozbawiła (pomimo, że jestem u siebie).

A więc tak:
pewnej pani (w biurze) spadła żaluzja, gdy ją podciągała (była źle zamocowana). Jakieś tam otarcie miała, obitą stopę. 
Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze, że but jest otarty a pochodzi on z jakiejś tam unikalnej kolekcji.

No i padło pytanie, czy można z wypadku spisać protokół, żeby z firmą sprzątającą można było rozmawiać i przedstawić ten protokół...

Niech kurwa zrobią zdjęcie siniaka, zdjęcie buta i zdjęcie zerwanej żaluzji, do tego spiszą oświadczenia poszkodowanej i świadków i dadzą do zatwierdzenia szefostwu.

Noż kurwa ludzie mają problemy, bo jej bucik się zniszczył, pójdzie do dobrego szewca i bucik jak nowy będzie, ale nie, lepiej zrobić aferę na całą Polskę...

piątek, 19 lipca 2013

294

Najchętniej to bym się położył i gapił w sufit i nic nie robił.
Ten tydzień był zdecydowanie spokojny (w porównaniu do ostatnich dwóch tygodni). No, we wtorek wparował mi Sanepid na firmę i miło jest mi się pochwalić, że panie nie miały żadnych zastrzeżeń :)

Za to w przyszłym tygodniu ma być w Warszaffffce PIP. Z jednej strony się cieszę - może coś się ruszy w kierunku poprawy. Z drugiej strony obawiam się, że jak będą jakieś nieścisłości to spadnie na nas i będziemy mieli przejebane (a umowa jakoś nam jesienią się kończy).
No ale zobaczymy, byleby mnie kożelanka szefowa nie wzywała do Warszaffffki.

Mama dzisiaj obchodziła 60tkę.
Wygląda zdecydowanie na młodszą a i szczęśliwie zdrowie dopisuje, ale tak się zastanawiam 60 lat... I co dalej? Jeszcze 10 lat zostało? 20? A może to jest tak, że w pewnym wieku nie przeszkadza nam wizja końca tego ziemskiego życia?

Z MOBem nie widziałem się od czasu powrotu z wakacji. Znowu przyjechało homofobiczne wujostwo mieszkający w Niemcach, więc MOB udaje przykładnego i grzecznego singla...

W niedzielę się w końcu do niego wybieram, bo wujostwo jakoś na dniach wyjechało i mają wrócić dopiero w przyszłym roku.

To ja idę się jednak położyć....

czwartek, 11 lipca 2013

293

Plus jest taki, że jutro do domu. Liczę, że spierdzielę z Warszaffffki już o 10, ale tutaj niczego nie można być pewnym.

Ostatnie 2 tygodnie dały mi tu ostro popalić. Codziennie siedziałem w robocie po 9-10 godzin, pobudka przed 5, już nie mam sił (jeszcze po powrocie do domu siedziałem na laptopie i dziergałem rzeczy ze śląska, dalej mi parę zalega pewnie w sobotę będę dalej robić w domu ;/).

We wtorek wparowała babka z ochrony środowiska na kontrolę (niezapowiedzianą). Oczywiście Boski miał panią obsłużyć, kożelanka szefowa kazała zadzwonić po dyrektora kierownika, ale ten odpowiedział 'No przecież ty jesteś od behape'.
No właśnie, co ma behape do ochrony środowiska? Dwa różne tematy (chociaż jakoś tam związane ze sobą).
Na szczęście dyrektor kierownik oprowadził panią po zakładzie, poczarował, wykorzystał fakt, że spadła paleta i mogli podyskutować sobie...
Niestety kobieta zażyczyła sobie dokumentów, całej litanii, no i tak we wtorek zbierałem co mogłem, skanowałem, kombinowałem - a kożelanka szefowa miała wszystko w dupie, bo na urlopie za granicą. I jeszcze uparcie twierdziła, że wszystko jest w segregatorze na starej firmie. Otóż nie, segregator był na nowej.
Ale JAKOŚ dałem radę, nawet kożelanki z kontrolingu i księgowości mi pomogły, jutro rano z dyrektore kierownikiem siadami i zbieramy do kupy to co mamy.

Poza tym codzienne przeglądy behape. Wkurzyłem się, bo mnie jeden kierownik opierdalał, że ludzie bez kasków po magazynie chodzą. No sory, nie mogę ciągle sterczeć na magazynie i ludzi opieprzać.
W zeszłym tygodniu tłumaczyłem każdemu z osobna, w tym tygodniu nie miałem sił - 7 wniosków o upomnienia z czego dla trzech dyrektor zdecydował, o naganie.

I tak się zastanawiam... czy ci wszyscy ludzie są na tyle tępi, że nie gadają na prawo i lewo, iż dostali od chuja behapowca upomnienia?? Przecież powinno pójść pocztą pantoflową i powinni zakodować pewne rzeczy ;/

Wczoraj kolega powiedział, że jestem po prostu za dobry (parę osób zrobiło maślane oczka to im odpuściłem, chociaż wiem, że nie powinienem), ale co ja mogę, że nie sprawia mi przyjemności udupianie ludzi?

Chyba jakimś wolontariuszem powinienem być, latać po mieście i pomagać staruszkom przejść na drugą stronę ulicy ;/

No, to trochę pozrzędziłem.

Ciąg dalszy zapewne nastąpi.

czwartek, 4 lipca 2013

292

Nie macie pojęcia jakiego mam wkurwa.

Nie macie pojęcia jak mnie dziś ludzie wkurwili.

Nie macie pojęcia jak mnie dziś kożelanka szefowa wkurwiła.

Nie macie pojęcia, że wg kożelanki szefowej wychodzę sobie 'na papieroska' i najwyraźniej siedzę na dupie i nic nie robię.

Nie macie pojęcia, że dzisiaj prawie 11 godzin spędziłem w robocie.

Nie macie pojęcia, że w domu jeszcze przez 5 godzin zajmowałem się ciulstwami, bo znając życie jutro nie będę miał na to czasu, bo jak zwykle znowu coś wyskoczy.

Nie macie pojęcia...

niedziela, 30 czerwca 2013

291

Za chwilę wyruszam do Warszaffffki.

Humor mam jakbym na ścięcie jechał.
Nic tylko siąść i płakać.

Marudzę.

Znowu.

czwartek, 27 czerwca 2013

290

Wybrałem się wczoraj z Wiedźmą Be na Kac Vegas 3.
Ja chyba nie czaję dzisiejszych komedii. Parę momentów mnie rozbawiło, ale ogólnie film dupy mi nie urwał (tudzież pęcherza).

Uświadomiłem Wiedźmę Be, że nasza znajomość trwa już 11 lat. Na początku myślała, że sobie jaja robię, ale jak policzyła to faktycznie, trochę czasu minęło.
Zażyczyła sobie mojego klona, tylko takiego co mu dziewczyny będą się podobać. MOB będzie miał mnie a ona moją drugą wersję dla kobiet.

Jej życie prywatne "trochę się" pokomplikowało, mąż okazał się nieodpowiedzialnym dupkiem. 
Mam cichą nadzieję, że może jednak gdzieś kiedyś prywatne szczęście się do niej uśmiechnie i trafi na jakiegoś Boskiego ;)

piątek, 21 czerwca 2013

289

Do wczorajszego pakietu przygód z moim świerszczykiem mogę dopisać dzisiejszy zepsuty prędkościomierz, który nagle wskazał, że jadę z prędkością 0 km/h a do tego, że stoję w miejscu - licznik też nie działa.

Nie mam już sił do tego samochodu.
A może zwyczajnie nie powinienem jeździć...

czwartek, 20 czerwca 2013

288

Jechałem dzisiaj na szkolenie z Dobrą Panią*.
I jakoś tak się złożyło, że opowiadałem jej o Londynie i w pewnym momencie wypaliłem:
- Powiem Ci coś co chciałem ci już dawno powiedzieć, tylko zawału mi nie dostań... MOB to mój chłopak.
Chwila ciszy w końcu powiedziała:
- To się cieszę, że masz życie prywatne poukładane.

Nagle było jeb, wjechałem na pobocze [bo głupi zamiast na  drogę patrzyłem na reakcję Dobrej Pani], w dziurę albo krawężnik, już teraz nie wiem i po paru chwilach czujemy, że koło telepoce. No oczywiście, Boski złapał trzecią gumę w ciągu roku w tym samym samochodzie.

Zjechaliśmy na podwórze do jednego gospodarza [sam zaproponował, bo byśmu mu dostęp do sprzedaży truskawek zablokowali], okazało się najpierw, że moim kluczem odkręcić śruby w kole to nie lada wyzwanie. Znowu gospodarz przyszedł z pomocą, przyniósł jakąś dłuższą rurkę, założyliśmy na klucz i śruby od razu puściły**.
Niestety lewarek okazał się ciulaty i samochód zjeżdżał gdy się podniosło [nawet przyblokowanie kół nie pomagało]. I znowu gospodarz przyszedł z pomocą, załatwił od sąsiada lewarek hydrauliczny, Boski podniósł samochód, zdjął koło, założył zapasowe, zakręcił i ruszyliśmy dalej.

Spociłem się jak świnia, na szkolenie dotarliśmy spóźnieni jakieś 30 minut, ale i tak dobry czas.
No i dumny jestem z siebie, że samodzielnie jednak koło odkręciłem i zdjąłem. Teraz mam tylko schizę, że za słabo śruby przykręciłem albo krzywo założyłem koło, jednak w czasie jazdy nie stwierdziłem nic dziwnego, kierowcy też nie trąbili więc powinno być ok.

Wiem, że moja wina, zagapiłem się zamiast na drogę patrzeć... ale faktem jest, że jakieś fatum*** mam z tym samochodem... 

*moja była kierowniczka z poprzedniej pracy
**wniosek: klucz do odkręcania śrub w kołach powinien mieć dłuższą rączkę - łatwiej je odkręcić
***wniosek: siedząc za kierownicą nie poruszaj tematów osobistych i emocjonalnych.  Po prostu patrz na drogę.

środa, 19 czerwca 2013

287

Boski przebywa na konferencji we Wrocławiu.
Wczoraj spotkałem kolesia, z którym kiedyś można powiedzieć studiowałem (konkretnie do jego grupy na statystykę chodziłem) więc trochę powspominaliśmy gdy się okazało, że i on mnie kojarzy (mówiąc szczerze zawsze uważałem, że należę do tych osób, o których szybko się zapomina).

Jadąc z kożelanką szefową zapytałem, czy pokoje mamy. Oczywiście, że nie. Zacząłem się śmiać, że apartament małżeński weźmiemy i wiecie co? Wykrakałem :P
Może nie małżeński ale dwupokojowy, w jednym kanapa w drugim łóżko, które łaskawie odstąpiłem.

Wieczorem była impreza, z której w przeciwieństwie do kożelanki szefowej zmyłem się o 22.30.
Obudziłem się po 3. Kożelanki nie ma. Wysłałem smsa z pytaniem czy żyje, sms nie doszedł. Oczywiście multum scenariuszy mi się włączyło, nawet sprawdziłem czy pod drzwiami zalana w trupa nie śpi.
Przyszła około 4 (oka już nie zmrużyłem, mój detektywistyczny umysł snuł kolejne wątki kryminalne) z tekstem, że idzie na basen.
- Z kim??
- Pamiętasz tego przystojnego kolesia co zajął 3cie miejsce w konkursie?
- No...
- To cały czas z nim siedzę.
- Aha.. no ładnie, ale ty pijana jesteś...
- Nie, ja nie jestem pijana, ja jestem najebana :)))
- A koleś jak się nazywa? Żebym wiedzał na kogo gliny nasłać, jeśli nie wrócisz.
- A wiesz, że nawet nie wiem...

No i poszła. Po 15 minutach pukanie do drzwi. Otwieram stoi jakiś koleś, mina jakaś niewyraźna i niepewna, sprawdza numer pokoju, musiałem dość ciekawą minę mieć, raz że oczy zmrużone od światła, to jeszcze bez okularów do kolesia się dość wychyliłem coby facjatę obadać i mówię:
- Szukasz kożelanki szefowej??
- Yyyy.... tak.
- Poszła już na dół.
- Aha, dzięki...

Podejrzewam, że pierwszy raz dziewczyna podała mu numer pokoju a gdy do niego zaszedł, drzwi otworzył jakiś inny koleś do tego w piżamie :)))

W każdym razie kożelanka wróciła chwilę po 7, przebrała się i poleciała.
Zapytałem gdzie są kluczyki z samochodu i jeśli do 16 się nie zjawi to wracam sam.

Teraz wiem co znaczy baba spuszczona ze smyczy (jej chłop jest dość zazdrosny, nawet jak do znajomych idzie na imprezę, to najlepiej, żeby za godzinę wróciła z powrotem).

Ale tego, że spałem na kanapie to jej nie daruję.

niedziela, 16 czerwca 2013

286

Wczoraj odebrałem świerszczyka po naprawie. I wszystko byłoby w porządku, gdyby kożelanka szefowa nie zapomniała zostawić dokumentów z samochodu.
Także do wtorku muszę bujać się wyjątkowo przepisowo z nadzieją, że jakaś kontrola mnie nie zatrzyma.
Tym bardziej, że kożelanka szefowa w Grecji siedzi i jutro wieczorem dopiero wróci.
Ostatnio dość często za granicę jeździ na wakacje z czego wnioskuję, że nasza dwuosobowa firma ma całkiem dobrą płynność finansową hehe.

Urlop minął zdecydowanie za szybko. Co prawda najchętniej już w środę z MOBem byśmy wrócili no ale...
Fajnie było ale się skończyło.
W domu niespodzianki, jedna miła druga już mniej. Mniej miła - chrzestny miał operację coś się tam mu popsuło, na szczęście wszystko powinno być ok, już do domu wrócił.
A bratowa pokazała usg 3 miesięcznego dziecięcia, które mam nadzieję, będzie zdrowe.

Z Londynu przywiozłem sobie opakowanie po papierosach - żeby przypominało mi o mojej głupocie, za którą zapłaciłem 8 funtów.





A dla Królowej przywiozłem malutki prezencik: kotka, który rzekomo przynosi szczęście w biznesie. Jak to mój brat stwierdził: na pewno przynosi szczęście, zwłaszcza temu, kto te koty produkuje...


 P.s. Tiru-Riru jeśli to czytasz to masz wpierdziel za skasowanie bloga...

piątek, 7 czerwca 2013

285

Dzisiaj kulinarnie po japońsku:
zupa: spring onion soup (mniam)


danie główne: chicken teriyaki coś tam coś tam


i jeszcze kaczuszka (albo gęś diabli wiedzą) z wizyty w Hyde Parku (bo mi ładnie wyszła):


A jutro jadę z MOBem na spotkanie z ludźmi z jego dawnej pracy (9 lat się nie widzieli). Nie wiem co tam będę robić, chyba tylko przytakiwać ale Gospodarz nie chce go samego puścić. Miał z nim jechać ale ostatecznie coś mu wypadło więc stwierdziłem, że pojadę.
Trza se chłopa w końcu pilnować....

czwartek, 6 czerwca 2013

284

Podobno w Polsce słońca nie za wiele więc posyłam trochę z Londynu.
Muszę powiedzieć, że pogoda pozytywnie zaskakuje :)

Boski w Hyde Park

niedziela, 2 czerwca 2013

283

Dzisiaj z MOBem zrobiliśmy wypad do Londynu.
Możemy spokojnie powiedzieć, że zwiedziliśmy niemal cały Londyn wzdłuż i wszerz. Co prawda pod ziemią no ale zawsze coś ;)

Chcieliśmy do Soho iść i też poszliśmy (po wizycie w Crystal, gdzie nasz gospodarz jest ochroniarzem) aczkolwiek trochę się naszukaliśmy, bo MOB już nie pamiętał jak tam dotrzeć.
Niestety knajpka do której MOB chciał iść już nie istniała.

Pod pubami stało stado chłopów, jeden przy drugim, jak sardynki zbici w kupę.
Stwierdziliśmy z MOBem, że geje to to nie mogą być, bo jakieś to takie brzydkie, stare i niezadbane, a wiadomo, że homo to śliczni chłopacy są [tudzież Boscy]. Uznaliśmy, że po prostu chłopy przyszli jakiś mecz oglądać, ewentualnie za jakieś 15-20 lat sami będziemy w takich knajpach siedzieć...

Wracając już do domu byłem 'podrywany' przez jakąś 40+letnią angielkę.
Tak jakoś zerkała na mnie i się uśmiechała. Mnie bardziej interesował przystojniacha siedzący na przeciwko mnie i MOBa :P.

A poniżej widoczek z Emirates Air Lines* czy jakoś tak to się zwie:


*jak ma się bilet całodniowy to jest zniżka zamiast 6 czy 8 funtów płaci się 3,20 funta w jedną stronę

sobota, 1 czerwca 2013

282

Widok z okienka wczoraj był taki:


Po przylocie był obiad:


No i wieczorem kolacja:



A dzisiaj rano breakfast:


Muszę powiedzieć, że przyjaciel MOBa okazał się sympatycznym człowiekiem. Zresztą jego żona też.

No i na plus gospodarz ode mnie ma to, że powiedział, iż jestem pierwszym facetem MOBa, któremu nie ma ochoty wpierdolić ;)

niedziela, 26 maja 2013

281

Coś ta urodzinowa depresja się mnie trzyma.
Najgorsze są noce.
Zdarza mi się obudzić w środku nocy z myślą, że kiedyś mnie nie będzie. I te uporczywe myśli, że mogę zasnąć i się nie obudzić więcej...
Na sercu prawie cały czas czuję jakby mi ktoś kamień położył...

Mam nadzieję, że 2 tygodnie w Londynie skutecznie mnie odstresuje i naprowadzi na właściwe tory...

czwartek, 23 maja 2013

280

Kiedyś napisałbym tak:
"Jestem młody i piękny, mam naście lat i całe życie przed sobą".

Jako, że latka lecą nieubłaganie, dzisiaj, oprócz tego, że jestem "I" piszę tak:
"Jestem Boski, zajebisty, mam 32 lata i grubo* ponad połowę życia przed sobą" ;)


*bo zamierzam jeszcze na emeryturze ten jebany zus oskubać :P

p.s. a szefowej tak dziś powiedziałem: to jeszcze 35 lat i emeryturka... chociaż pewnie znowu nam wiek emerytalny podniosą.

czwartek, 16 maja 2013

278

Nieszczęścia chodzą trójkami...

Dzisiaj pobudka o 4.15, jako, że na szkolenie na 5.30 musiałem jechać.
Wszystko ładnie pięknie, gdyby ze świerszczyka nie wyciekł cały olej. Szczęściem pod domem, więc nie musiałem kombinować z odstawieniem samochodu.
Na szkolenie nawet zdążyłem - mama mnie odwiozła Kangurem swego chłopa.

Przed południem pierdolnął nam piec w łazience - ciepłej wody brak, więc dzisiaj robię sobie dzień dziecka. Dobrze, że ciepło na dworze i nie trzeba ogrzewania włączać...

A wieczorem mamuśka wyłączyła telewizor z prądu i wysiadł prąd w całym mieszkaniu... narobiliśmy paniki w spółdzielni, żeby elektryka przysłali, bo korków nie wybiło i nie wiedzieliśmy co jest grane.
Na szczęście mój boski detektywistyczny umysł wpadł na pomysł, żeby włączyć wtyczkę z tv do kontaktu... no i prąd jest.
Będę musiał jutro w gniazdku pogrzebać, pewnie jakieś zwarcie się zrobiło czy cuś...

Z dobrych (?) wiadomości - MOB zapisał się na studia.
Niestety zaocznie, więc weekendy będzie miał zajęte. Teraz modlimy się, żeby zajęcia zgrały mu się z moimi weekendami cobyśmy mogli się spotkać od czasu do czasu.

Śnił mi się Wielebny. Pamiętam, że mnie pocałował, tak jakby na do widzenia. I oczywiście jakaś lampka mi się włączyła i tak się miotam, czy wysłać do niego smsa, żeby sprawdzić czy żyje, czy sobie odpuścić...

czwartek, 9 maja 2013

277

Skoro jesteśmy przy tematach majteczek...

MOB: mam pytanie: jaki rozmiar bokserek nosisz? m czy s?

Boski: :|

MOB: czo?

Boski: to aż tak małego mam?? :|

MOB: chodzi mi o twoje biodra i żyć a nie o małego

Boski: MAŁEGO?????? :| :| :| :| :| :| :|

MOB: ja pierdolę

Boski: czekaj czekaj jak ja ciebie przepierdolę to zobaczymy czy taki mały :P Ostatnio miałem Lki ale jeśli uważasz, że lepsza dla mnie byłaby Mka to możesz mi na urodziny kupić, nie zrobię ci awantury :P

MOB: no trochę dużawe mi się wydawały... szczerze mówiąc.

Boski: . . .


zabić to za mało...

środa, 8 maja 2013

276

Kożelanka szefowa przed wyjazdem nie zdążyła pozbierać prania.
No więc jako Boski pracownik postanowiłem ją wyręczyć.
Wszystko ładnie poskładałem, odłożyłem na bok, jeśli będzie chciała prasować to niech se prasuje.
Zastanowiły mnie jej majteczki (chyba każdego faceta by zastanowiły).
Nie, nie mam jakiegoś fetyszu, a już tym bardziej nie ciągnie mnie do przymierzania damskich ciuszków.
Zresztą, nawet gdybym chciał przymierzyć jej majteczki to byłby mały problem: jak je składałem to nie wiedziałem gdzie się nogi wkłada, tudzież czy to są majteczki czy też już o stringi zahaczało.

Jakoś męska bielizna jest mniej skomplikowana.


...i bardziej seksowna :P

wtorek, 7 maja 2013

275

Zwykle nie piszę o konkretnych przewoźnikach, bo wiadomo, jedni lepiej sobie radzą, inni gorzej z zapewnieniem atrakcji.
Ale jako, że łikend majowy był, postanowiłem napisać o specjalnej promocji INTERREGIO, która miała miejsce w niedzielę.
Otóż wsiadając do pociągu już widziałem, że są jedynie pojedyncze miejsca, udało mi się takowe zająć, dzięki czemu podróż odbyłem na siedząco.
Jednak dla osób wsiadających w Katowicach, INTERREGIO zasponsorowało specjalny przejazd: wsiadający na w/w stacji mogli odbyć podróż na korytarzu. Dla szczęściarzy znalazły się siedziska w korytarzu (których zauważyłem ostatnio nie ma w wagonach TLK).
Prawdziwą gratkę miały jednak osoby wsiadające na kolejnych stacjach: tu podróżni mieli zapewnione miejsca w lub obok kibelka.
Na dwóch stacjach, już przed samą Warszawą, podróżni przychodzili na dworzec w ramach pielgrzymki: mogli pocałować klamkę wagonu świętych przewozów regionalnych, gdyż dla nich miejsca już nie było.
Szczególnie rozbroiła mnie pielgrzymka osób z rowerami. Nie wiem ile ich było, ale chyba się przeliczyli, że w ostatni dzień długiego łikendu, kiedy to Warszafffka wraca do pracy znajdą miejsca w pociągu, w którym nie ma miejscówek.

Jako zupełny gratis, wszyscy podróżni otrzymali prawie 25 minutowe spóźnienie już na docelowej stacji.

Dla mnie z kolei Warszafffka przygotowała specjalny upominek w postaci remontowanych torów tramwajowych wskutek czego z Centralnego na Aleję Krakowską nie mogłem dostać się bezpośrednio tramwajem.
Ale Boski jak to Boski, sprawdził wcześniej autobus, przystanek, na którym miał wysiąść (skąd miał tramwajkę co jakieś 10 minut). Niestety opóźnienie pociągu spowodowało, że na autobus się nie wyrobił.
Boski mimo wszystko nie zniechęcił się, poczekał 10 minut na przyjazd kolejnego (który zdaje się też był opóźniony). 
W ramach rekompensaty kierowca autobusu postanowił puszczać nazwy przystanków z wyprzedzeniem jednego - więc słysząc "Plac Narutowicza" wysiadł. Okazało się, że Plac Narutowicza to następny...
Tramwajka pojechała po zdaje się 20 minutach (bo z tego tylko 1 tramwaj na Aleje jechał a z Narutowicza bodajże 3 linie).
I tak zamiast o 18.30 być na miejscu, Boski dotarł godzinę później.

Za to sąsiedzi grilowali, a Sąsiadka to specjalnie dla mnie trzymała kaszankę z grilla.

Pysznie skończył się dzień.

niedziela, 28 kwietnia 2013

274

W sumie to decyzję podjęliśmy dość spontanicznie.
Zaraz na drugi dzień zadzwoniłem do mojej kożelanki szefowej, powiedziałem co i jak.
"No jakoś będę musiała sobie poradzić bez ciebie".

MOB zarezerwował bilety i 31 maja wylatujemy do Londynu.

Nie cieszcie się, lecimy tylko na 2 tygodnie ;)

sobota, 20 kwietnia 2013

273

Matka Boska poznała wczoraj MOB'a.
Nawet obiad nam zrobiła, chyba bez arszeniku. 
 W sumie 24 godziny nie minęły a tyle ponoć trzeba odczekać ;)

Oczywiście nie było prezentacji na zasadzie "To jest MOB, Twój zięć", chociaż mnie korciło żeby takim tekstem rzucić...
Zobaczymy czy pojawią się pytania.


Jakoś nie mam odwagi, żeby wprost powiedzieć, kim On dla mnie jest.


Tydzień minął bardzo spokojnie, nawet bym powiedział leniwie.
Jako, że odpadła nam duża firma mam nadwyżkę czasu, więc korzystam póki mogę i się lenię.
Jutro do Warszafffki.

Jupi.

P.s. jakby ktoś nie zauważył to najwyraźniej wiosna przyszła... <odpukuje w niemalowane>

wtorek, 9 kwietnia 2013

272

Warszaffffka.

Zaczepiło mnie w pracy dziewczę o łagodnym głosie. Podpytała o parę rzeczy. Mówię do niej, że ciężko mnie tu złapać, bo raz jestem tu raz na drugiej spółce, więc żeby zapisała mój numer w razie pytań będzie mogła zadzwonić.
Numer zapisała, jeszcze jej podaję swoje imię i nazwisko a dziewczę:
- Masz na nazwisko Boski*??
- No...
- Ojejku.... - wymamrotała jakby zmartwionym głosem
- Ale o so chozi?
- A nic, tak miała na nazwisko moja dawna miłość...
- O_______O


*no oczywiście, że nie powiedziałem jej, że jestem Boski [bo to przecież widać :P]

wtorek, 2 kwietnia 2013

271

Boski: Właśnie wróciłem ze studia tatuażu...
MOB: Byłeś służbowo czy prywatnie?
Boski: Taa... byłem sobie służbowo zrobić tatuaż na pośladku :P
MOB: ???
Boski: dwie strzałki ze specjalnej fluorescencyjnej farbki, żebyś w nocy mógł trafić :D
MOB: lol. Serio??
Boski: prima aprilis :]

sobota, 30 marca 2013

270

Co roku, w Wielką Sobotę, punktualnie o północy w południe, mam zlot z dwiema Wiedźmami.
Z koszyczkami, pod kościołem (bo ludu zazwyczaj jest tyle, że kościół ful).

Tak jakoś od kilku lat spotykamy się na święceniu, potem stoimy w parku i prowadzimy rozmowy na poziomie przedszkola, które zwykle polegają na wzajemnym dogadywaniu sobie ;)
Poza tym debatujemy na jaki film do kina iść. Zwykle pada na to, że ja mam wybrać, następnie przez kilka tygodni próbujemy ustalić termin dogodny dla wszystkich i najczęściej kończy się tym, że film już nie leci, trzeba znowu jakiś wybrać i znowu termin...
Czyli za jakieś pół roku uda nam się do kina wspólnie skoczyć ;)

W chwili gdy zbliża się kolejna godzina święceń ewakuujemy się do domów, żeby świętować Wielkanoc.

W planach mamy wybrać się na "Martwe Zło" ;) 

Wesołych jajec :)


poniedziałek, 25 marca 2013

269

Dzisiaj rano, jadąc z kolegą do pracy, usłyszałem w radiu, że homoseksualistów można leczyć.

W Gdańsku jest lekarz, któremu udało się uleczyć dwóch homoseksualistów...



....z grypy ;)

poniedziałek, 18 marca 2013

268

Gdy komórka zaczyna wygrywać z rana delikatną nutę, coby mnie łagodnie obudzić mam ochotę jeszcze bardziej skulić się pod kołderką, w totalnych ciemnościach i udawać, że mnie nie ma na tym świecie.
Nic mnie nie interesuje, niczym się nie przejmuję, niczym się nie martwię.

Niestety tak się nie da. Chyba to nawet lepiej, bo inaczej to bym w depresję popadł, a tak dziennie muszę wstawać, jechać do roboty, COŚ zrobić, postresować się, powkurwiać, pośmiać, podumać, zasmucić, zastanowić nad tym czy to ma sens, może jednak jest coś innego?

A wieczorami, gdy już się kładę, przychodzą natrętne myśli "A jakby to było, gdyby mnie brakło?".
Nie w sensie, że mam ochotę sobie żyły podciąć, raczej nawiedzają mnie myśli, że czas płynie, latka lecą, młodość przemija.
I w końcu, któregoś dnia BĘC.
Światło a może ciemność?
Nicość?

Próbowaliście sobie wyobrazić to, że nie żyjecie? To, że niczego nie ma, że WAS nie ma?
To, że bierzecie ostatni wdech, spokojnie wypuszczacie powietrze i nie bierzecie kolejnego haustu powietrza, bo już Was nie ma?

Szkoda, że nikt nie może dać gwarancji, że po śmierci to jednak nie koniec, że przenosimy się do innego świata, gdzie sobie spokojnie istniejemy, że nie ma się czego bać...