czwartek, 22 września 2016

367

W ubiegłą sobotę odbyło się spotkanie - 10 lat po obronie magisterki.
Miało mnie nie być ze względu na pobyt w Wawie w tym czasie, ale zobaczyłem, że bilety po 50 zł, więc co mi tam.
Z fejsbuka wychodziło, że będzie koło 10 osób. Zebrało się koło 20tu. Większość z naszej specjalizacji (w sumie to stała ekipa, która miała w zwyczaju razem chlać ;)), ale też z innych przyszli.

Miło, sympatycznie. Żonaci, mężaci, dzieciaci, rozwiedzeni... tylko ja taka singlowata sierotka...

Starosta wyciągnął nas na diskotekę o północy. Niestety był tak słaby, że po pół godzinie do domu musiał się udać, bo ledwo na nogach się trzymał ;)

Przyjaciele nocowali u mnie, szczęśliwi, że oboje mogli się napić. Łaskawie zadeklarowałem, że będę kierowcą ;)
Strasznie było słuchać kumpla, który w samochodzie już przez pół drogi pitolił, że ich do domu odwiozę i do Wawy od nich pojadę...
I drzwiczki z prysznica mi rozwalił. Próbował je naprawić, jednak upojenie alkoholowe spowodowało, że tylko się zaczął chichrać przez jakieś 5 minut. A potem zaczął mnie przepraszać, że 10 lat temu, gdy mu powiedziałem, że mam faceta, to zaniemówił na całe 10 minut, bo jak w górach w lutym naszą koleżankę i jej męża uświadomiłem, to jej mąż na moje hasło 'mam chłopaka'* odpowiedział 'no i ok' i jemu tak głupio, że zareagował tak a nie inaczej...

Oj pośmiałem się w ten weekend. Częściej by się przydało, bo jesień idzie a chandra czai się na każdym kroku...



*wtedy jeszcze z MOB-em 'byłem'

poniedziałek, 12 września 2016

366

Gdzieś tam, przez przypadek natknąłem się na ogłoszenie, iż w Wawie będzie/był bieg, upamiętniający Rotmistrza Pileckiego.

Akurat jestem w trakcie czytania książki "Rotmistrz Pilecki. Ochotnik do Auschwitz". Ciężka lektura. Pomijając ilość przypisów (co w Kindlu jest denerwujące, bo nie da się przeskoczyć do nich, jedynie do następnego rozdziału, więc czytam je na końcu - czasami ciekawe fakty są dorzucane), sam opis organizacji wojska, pułków, batalionów, tego jak się ludzie niepoddawali i walczyli o niepodległość... No i najważniejsze - samo 'zgłoszenie' się przez Pileckiego do obozu (dał się złapać w łapance) i warunki opisywane, w jakich żyli więźniowie, jak sobie radzili.

Dwie rzeczy mnie zszokowały - na pierwszych stronach podawane są przy nazwiskach numery obozowe - 100, 159, 200, 400. Kilka stron dalej kolejni więźniowie mają już numery 1000, 2000 itd. Potem pojawiają się 10tysięcy i liczby ciągle wzrastają.
Druga rzecz, szokująca z punktu widzenia chyba nas - ludzi współczesnych, to to, jak więźniowie przekazywali wiadomości poza obóz, trafiające do dowództwa o tym, aby uświadamiali świat do jakich potworności dochodzi w nazistowskich obozach.
Dzisiaj to nie do pomyślenia, aby o takich rzeczach ludzie nie wiedzieli - w dobie mediów, dostępności radia, prasy, telewizji i oczywiście internetu...

Tym bardziej dziwi, iż ludzie nie wyciągają wniosków z przeszłości i dalej potrafią się tłuc czy to na tle politycznym, religijnym. Przykre, że ci 'na górze' mają ambicje władzy i nie obchodzi ich, że giną ci 'malutcy'...

Ale taka chyba natura człowieka...

czwartek, 8 września 2016

365

Tak się zbierałem do pisania i zbierałem... Co nieco ciekawych rzeczy się przytrafiło.

Jakiś czas temu spotkałem się z kumpelą. 16 lat się nie widzieliśmy. Więc było co nadrobić. Twarzowo nic się nie zmieniła za to ciałka przybyło ;) I ma zdecydowanie więcej poczucia humoru i uśmiechu.

Następna sentymentalna podróż - spotkanie z Wielebnym. 8 lat. Pogadaliśmy w zasadzie o tym, co się dzieje, zjedliśmy dobry obiad i rozeszliśmy...
Ani nie zakochałem się na nowo (niedoczekanie!), ani nie obudziły się we mnie jakieś żale (zapomniałem zabrać arszenik...).
Wyraźnie dałem mu do zrozumienia, że na moją dupę nie ma co liczyć (ale może mi swoją oddać =]). Teraz wnioskuję, że mu się znudziłem w takim razie, bo nawet na Whats'ap się nie odzywa. No cóż, typowy homik. Po spotkaniu koniec odzywek... Widocznie zabawniejsze jest wyrywanie przypadkowych kolesi.

A propo homików. To z jednym wybrałem się do kina w Warszafffce. Sausage Party. Humor klozetowy ale mi się podobał. Kolega sympatyczny, ale totalnie nic wspólnego nie mamy (książek nie czyta, do kina nie chodzi - podobno nie ma z kim, powiedziałem, że kiedyś znowu go wyciągnę, w żadne gry nie gra - bo nie ma komputera /ło jezusicku!/. Za to chodzi na siłownię - co widać :D - i na klabingi żeby się odstresować. No tak...).

Największa chyba niespodzianka. Wybrałem się na Pola Mokotowskie - ot połapać pokemony i przy okazji pozwiedzać. Kumpel się odezwał. 17 lat gdy ostatni raz się widzieliśmy. Szybkie umówienie na kawę, totalnie spontanicznie. W sumie nagadać się nie mogliśmy. Też zupełnie inny człowiek, niż go zapamiętałem. Bardziej wyluzowany i nie tak jak kiedyś buc, bo do Warszafffki się przeprowadził.

No i jeszcze spotkanie z kuzynką. Jakoś zawsze brakowało czasu. Akurat z urlopu wróciła, rodzinka została jeszcze nad morzem, więc mogliśmy spędzić czas przy piwie, pizzy, drinkach, wygłupach i gadaniu. Strasznie mi tego brakuje, zanim rodzinę założyła mieliśmy zdecydowanie częstszy kontakt... to się chyba dorosłość nazywa.

Urlop spędzony w domu. W planach był wyjazd do kuzynki na mazury, ale przy okazji rozmowy jakoś nie potrafiła się określić czy mogę przyjechać czy nie, więc na siłę nie będę się wciskać...
Miałem ambicję, aby nauczyć się jazdy na rolkach. Jednak po obejrzeniu filmików dla początkujących na youtube stwierdziłem, że pewnie się wypierdolę i zabiję - zrezygnowałem.
Za to rower kupiłem. Bez szaleństw, ale czasami na przejażdżkę się wybiorę. Oczywiście zaliczyłem glebę do rowu, ale przeżyłem nawet bez zadrapania. W końcu behape ponad wszystko ;)