czwartek, 31 grudnia 2015

354

Czasami zapominam, że coś wypadałoby napisać. A czasami coś tam w głowie siedzi, ale weny do wywalenia brak...

Coroczne, przedwigilijne spotkanie z Wiedźmami udane. Jedną uświadomiłem, bo Wiedźma Be zaczęła wywalać smuty o swoim mężu (o czym ja się nasłuchałem ;)), Wiedźma A była "przeszczęśliwa", że tyle niusów w jeden wieczór, to i da dowaliłem niusa. Na co z rozbrajającą szczerością wypaliła: "A to ja o tym jeszcze nie wiedziałam??".

 Oczywiście prezentów nie mogło zabraknąć dla jego Boskości...



Święta, święta i po świętach.
Kiedyś pisałem, że urok znikł. Wigilia w tym roku dość krótka, brat z familią po 2 godzinach zwinęli się do teściów.
Ale radocha była, gdy Bibi prezenty rozdawała. Najbardziej interesowało ją rozrywanie opakowań :) Jakby przewidziawszy to, matka Boska zapakowała każdego pluszaka z osobna...




 A mi ktoś wyjątkowo w te święte pożałował zdrowia, w gardle drapać zaczęło przed świętami, po to by w pierwszy dzień świąt odebrać mi głos, zaprawić mega kaszlem...

I tak dochodzimy do Sylwestra...




Który spędzam w domu. Była opcja góry ze znajomymi, była opcja z MOBem u jego znajomych. Opcja góry nie uwzględniała pakietu MOB, bo nie wszyscy zaznajomieni z sytuacją, a MOB z kolei powiedział, że pójdzie do swoich znajomych. Więc tak czy siak, ten mega ważny dzień w roku, w którym wszyscy czekają do północy nie wiadomo na co (bo chyba nie na fajerwerki), spędzamy osobno.
I chyba sam sobie odpowiem na pytanie, pisząc, że wcale mi nie jest źle, że siedzę w domu, zamiast z MOBem u JEGO znajomych.
Trochę nad górami ubolewam, ale kumpela zapowiedziała, że w lutym, jeśli przy odrobinie szczęścia spadnie śnieg, to się ugadamy ekipą na dupoloty.


Na 2016 życzę sobie i innym nie wchodzenia dwa razy do tej samej rzeki, żeby nie był gorszy od roku poprzedniego i żeby był zdrowszy od roku poprzedniego.

czwartek, 26 listopada 2015

353

Dzisiaj praca w królestwie Królowej osłodzona odrobiną francusczyzny (?):


 W pracy... może powiem tylko tyle, że znowu mam etap "jebnąć tym". A bo Warszafffka i audyt (bo ktoś "inteligentny inaczej" ustawił audyt na czas gdy behapówki nie ma [i wielkie zdziwienie, gdy na miejscu powiedziałem, że ja na śląsku pracuję, bo nie kurwa, siedzę w domu i czekam tylko na telefon kożelanki szefowej 'przyjedź do Wawy']), który podobno całkiem nieźle wypadł (ale nerwów mnie to kosztowało), a bo to przesłuchanie na policji w sprawie ciężkiego wypadku z czasu wakacji ( "Wie pan - rzecze policjant - bo ten pracownik on sobie tym zgłoszeniem do prokuratury nic nie pomoże, jedyne co to pracodawca może na 3 lata do więzienia iść"), a bo to szefowa wróciła z urlopu i wypoczęta ma za dużo pomysłów na raz, a bo to jak zwykle ludzie/klienci mądrzą się albo i nie, a bo to ciągle jeździć trzeba, a bo to w domu nie mogę spokojnie pracować, bo bratanica domaga się uwagi (akurat to mnie cieszy, ale z drugiej strony robota w miejscu stoi...).

Tylko ja nie o tym w sumie. Brat zrobił mi nową szaf(k)ę do pokoju. Ze starych szuflad wyciągałem różne skarby i natknąłem się na to:





Moje dzienniki/pamiętniki. Bo jestem ten szczęściarz, co blogować zaczął jeszcze zanim powstało słowo 'blog' ;).
Zacząłem pisać jakoś pod koniec podstawówki, przez jakiś czas szkoły średniej, nawet jakieś zapiski ze studiów się znalazły, których na blogu nie umieściłem (zbyt osobiste). A w jednym zeszycie to są różnorakie opowiadania, głupie i naiwne, ale jedno zacząłem czytać i mnie wciągnęło, może je tu wrzucę za jakiś czas.
Otworzyłem też przypadkiem pamiętnik chyba z roku 15ego mego życia, gdzie pisałem, że chciałbym poznać pewną A. ale koleżanki z podstawówki nie było nawet w autobusie. 
Tak, bo była taka piękna, najpiękniejsza dziewczyna, którą bardzo chciałem poznać. Pamiętam, jak się kumplowi z technikum zwierzyłem, to się ze mnie śmiał, że przecież i tak nie zagadam... A któregoś razu, zapytałem ową koleżankę z podstawówki, czy mnie może poznać z koleżanką i jakiś czas później poznała w autobusie. Wyszło żenująco oczywiście (żenująco dla mnie, czułem się potem jak kretyn) ale kumplowi szczęka opadła, jak któregoś razu mówię jej "Cześć", czekając na przystanku na autobus.

I tak obok tego zdania, że 'chciałbym ją poznać' w następnym piszę "Chyba jestem pierdolnięty..." (bo ja od zawsze miałem do siebie dystans i wykazywałem samokrytycyzm - moja boskość wtedy raczkowała).

Puenta jest taka, że chyba faktycznie mnie coś pierdolnęło, skoro uganiałem się za dziewczyną ;)

sobota, 7 listopada 2015

352

To bardzo miłe gdy wszyscy dookoła pokładają we mnie więcej wiary niż ja sam.
Ciekawi mnie tylko, czy wiedzą, jaka to dla mnie presja i stres, no bo przecież co jeśli jednak nie podołam?

Faktem jest, że z nożem na gardle jestem wręcz cudotwórcą... ale...

W poprzedni piątek kożelanka szefowa poleciała do juesej. Na godzinę przed odlotem dowiedziała się, że w przyszły czwartek i piątek jest bardzo ważny audyt dla firmy, w większości dotyczący bhp (i wszyscy kurwa wielce zdziwieni, że jej nie będzie, bo jak to? na urlop wyjechała? Przecież ona zawsze na każde zawołanie była...).

I tak miniony tydzień spędziłem w Wawie. W poniedziałek w nocy spać nie mogłem, dreszcze, raz zimno, raz gorąco, zbierało mi się na wymioty i co 10 minut sikanie. Bolało jak diabli, nad ranem krew.
We wtorek w południe urwałem się z pracy do lekarza, zapalenie pęcherza (parę dni wcześniej jelitówka, prawdopodobnie bakterie przeskoczyły sobie na pęcherz). "Mam dziwne wrażenie, że l4 to pan nie chce..." - Bo ja tu pani doktor nie jestem zatrudniony tylko na śląsku, l4 tu mi nic nie pomoże - "Pan to ma tą pracę zupełnie pokręconą".

Na szczęście antybiotyk już po 6 godzinach zaczął pomagać. Ogarnąłem nieco dokumentów. Zrobiłem pogrom na produkcji (syf, kiła i mogiła, bo kożelanka szefowa tak zawalona robotą, że nie miała czasu w ubiegłym miesiącu robić przeglądy), w piątek przed moim powrotem nawet w miarę wyglądało.

Teraz przeraża mnie jedynie dokumentacja. Mamy całą szafę z segregatorami z dokumentami, w których niemal w ogóle się nie poruszam, jeszcze dochodzi ochrona środowiska, z którą też niewiele mam wspólnego.
A dyrektorka haeru zdziwiona, że pracuję i nie mogę w przyszłym tygodniu być cały tydzień. Uświadomiłem ją, że tak na prawdę mój pobyt w Wawie to tylko koszty. "No będziemy musieli wymyślić jakieś rozwiązanie, bo dwie hale dla kożelanki szefowej to jednak dużo".
Czasu na rozpoznanie dokumentów raczej już nie mam - w środę przyjazd wieczorem, w czwartek gdzieś na 6 do pracy, znowu halę przypilnować, uzupełnić parę dokumentów i od 9ej audyt.

Sobotę spędzam w łóżku. Myślałem, żeby do MOBa się wybrać, ale nie mam sił.

Nie myślę o niczym, a przynajmniej tak sobie wmawiam, że nic mnie nie obchodzi...

A tu pozdrowienia od kożelanki szefowej:



Ah i jeszcze przecież ręce mi spierzchły, zaczerwieniły, piekły po umyciu, teraz skóra popękana i powysychana mimo stosowania kremu nawilżającego do rąk.

poniedziałek, 26 października 2015

351

Co do klimatów po-wyborczych: podobnież, jak 10 lat temu, gdy PiS dorwało się do władzy, nikt z moich znajomych rzekomo na nich nie głosował.
I teraz też nie... (?)

Z drugiej strony, może dobrze, że mają pełnię władzy. Jeśli nie popadną w skrajności i skupią na rzeczywistych problemach to może coś dobrego uda im się zrobić.

Wielebnemu pisałem, że ma iść po podwyżkę do szefa, bo przyjąć będzie musiał imigranta pod swój dach, a nawet dwóch, bo trzeba wziąć i MOBa.
MOB z kolei wskazał Londyn albo jeszcze lepiej Toronto.

Walizki można zawsze spakować, bilet kupić. Osobiście nie czuję takiej potrzeby (o boska naiwności!), ale nigdy nie mów nigdy. Prawdaż?

czwartek, 15 października 2015

350

Pamiętam, jak lata temu, gdy pogoniłem Wielebnego, któregoś razu na blogu, po raz kolejny wyrzucając swoje żale napisałem zdanie "Twoje szczęście, moim szczęściem... gówno prawda jeśli nie biorę w nim udziału".

7 lat.
Tyle czasu upłynęło od podania kopniaka Wielebnemu.

Odkąd się odezwał te 3 tygodnie temu piszemy ze sobą codziennie. Czasami to jedno zdanie, czasami wymieniamy myśli, w pewnym sensie prowadzimy takie 'fotoblogi' (dzięki Wielebnemu 'zwiedziłem' francuski sejm, pokazał mi 'główne' atrakcje Paryża, które powinienem zwiedzić obowiązkowo jeśli kiedyś przyjadę; czasami wrzucamy sobie co jemy na śniadanie/obiad/kolację czasami wrzucamy zdjęcie czegokolwiek co akurat się nawinęło).

Gdy mi napisał, że jest z Tępym T. od tych 7 lat nieco dziwnie się poczułem. Ale dzisiaj mogę powiedzieć, że cieszę się jego szczęściem (pewne rzeczy są dla mnie nieco kontrowersyjne jak dzisiaj np wysłał mi zdjęcie chłopaczka, na którego Tępy T. ma ochotę).

Ale cieszę się, że jest szczęśliwy, że żyje, że korzysta z życia na wszelkie możliwe sposoby.

Widocznie szczęście było mu pisane z Tępym T. a nie z Boskim.
Widocznie Boski to dla niego za wysokie progi* ;)

Ale na obiad bym go/ich nie zaprosił. Zawsze jest szansa, że nie oprę się pokusie dosypania arszeniku do ich porcji...

*To taki żarcik, bo wiadomo, bez podobnego stwierdzenia Boski nie byłby Boskim ;)

piątek, 2 października 2015

349

Jako, że czytają mnie głównie panie, temu temat synowa-teściowa nie będzie żadną nowością.


Synowa, której poświęcę łaskawie nieco miejsca w moim sanktuarium i zmarnuję nieco czasu na wystukanie liter oraz zużyję klawiaturę specjalnie dla niej, zwana także żoną brata mego oraz moją bratową, nie przepada za Matką Boską.

Zastanawiałem się nad tym fenomenem nie raz: Matka Boska jest osobą pomocną, wesołą, silną (wychowała synów w liczbie dwóch po tym jak jej mąż a ojciec tych synów poszedł do innej kobiety z innymi dziećmi - bo czemu nie?). I co pewnie nie wszystkim się spodoba, mówi co myśli. Potrafi rzucić komentarzem trafnym, ale ci co ją znają wiedzą, że nie robi tego złośliwie. Z komentarzem można się zgodzić albo i nie.
No więc któregoś razu spytałem bratową, dlaczego nie przepada za Matką Boską. "Bo mnie wkurza".

Zauważyłem, że objawy niechęci nasiliły się od czasu przyjścia na świat mojej uroczej bratanicy-chrześnicy. Nie jestem ginekologiem (i nie szukam problemów tam, gdzie hetero-mężczyźni znajdują przyjemność) ani położną, ale podejrzewam, że w trakcie porodu wskutek podwyższonego ciśnienia, moja szanowna bratowa a żona brata mego mogła stracić którąś klepkę...

Przykładów mnożyć nie będę. W każdym razie Matka Boska zajmuje się wnusią w czasie, gdy bratowa jest w pracy (pracuje w naszej mieścinie, więc nie musi jeździć 20km do swojej mamy ani kombinować kasy na przedszkole). Dlatego że chce, bo sprawia jej to radość i również dlatego, że na wsparcie materialne starszego syna nie może sobie za bardzo pozwolić.
Synowa z teściową w zasadzie nie rozmawia. Rano przywozi dziecinę, mówi czy młoda zjadła, o której kończy pracę. Matka Boska już też się prawie nie odzywa, czasem zapyta o banały czy młodej czegoś ekstra nie trzeba.

Nie ukrywam, że wujek Boski gdy pracuje w domu to zajmuje się swoją bratanicą, bo bratanica tylko "wułek oć!" i w sumie to babcia specjalnie nie jest potrzebna, a jako że tylko ta mała dziecina potrafi do mnie podejść i mnie ni z tego ni z owego przytulić to narzekać nie mogę, nawet gdy na pracy skupić się nie mogę.

Ten tydzień miałem wyjazdowy, oprócz poniedziałku to małej nie widziałem.
Matka Boska powiedziała, że wczoraj i przed wczoraj to mała nawet do domu nie chciała jechać gdy bratowa po nią przyszła, tylko 'wułek nie ma! wułek nie ma!" i płacz. No i powiedziała, z uśmiechem, że młoda to by do wujka chciała a nie do domu...

I dzisiaj Matka Boska dostała smsa, że mała jest u drugiej babci.
Ostatnio, gdy bratowa się obraziła śmiertelnie, to brat mój wziął 2 dni urlopu, żeby z małą w domu zostać, bo bratowa uznała, że najlepiej teściową pokarać przez nie przywiezienie dziecka.

Więc śmiem podejrzewać, że teraz problemem jest, iż mała chce do wujka, więc lepiej oddać ją do drugiej babci, żeby tak za wułkiem nie płakała.

Szkoda tylko, że dziecko przez to wszystko cierpi najbardziej.

środa, 30 września 2015

piątek, 25 września 2015

347

Ponad dwa lata nie miałem od niego żadnej wieści. Jako że choruje, lekarz swego czasu dawał mu tylko rok czasu, powolutku zacząłem się przyzwyczajać do faktu, że po prostu już go nie ma.
O Wielebnym coś tam wspominałem. Moja pierwsza miłość. Moje pierwsze złamane serce - w skrócie: zostawił mnie dla ex swojego ex (to osobna historia, mogąca posłużyć za scenariusz telenoweli).

Parę razy śnił mi się, w takiej zwyczajnej sytuacji, zupełnie jakby przyszedł się pożegnać.

Aż tu wczoraj, ni z tego i owego dostaję bezczelnego smsa z obcego numeru "Żyjesz Ty jeszcze?". 

I piszemy*. Na What's appie. Dalej jest z Tępym T. (7 lat), wyemigrowali do Francji. Trochę mi się przykro zrobiło, ale to raczej z tego, że dotarło do mnie, iż ludzie dookoła mnie układają sobie życie tylko mi nie wychodzi (i nie mówcie, że mam wymagania obniżyć, to pedały muszą zmienić nastawienie ;/).

Nawet złośliwy nie jestem.
Bo po co?

Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr...

*Zaskoczył mnie, bo pamięta (i nie tylko to ;)), jak mu puszczałem kiedyś teledysk Ayumi Hamasaki i że się nią zachwycałem. Nawet jej imię poprawnie napisał. Fajnie mieć dobre wspomnienia.

wtorek, 22 września 2015

346

No i tydzień urlopowy minął.
Weekend spędzony u znajomych, gdzie bawiliśmy się w kucharzy....


A kumpela dzień przed spotkaniem dzwoniła i pytała, czy mogą być prażonki, bo drugi raz u nich będę i znowu to samo będzie do żarcia (byłem ponad rok temu)...


Po posiłku nasiadówa przy stole z ginem z kaktusem. Boski postanowił walnąć sobie selfie. (Nie)stety aparat został porażony blaskiem boskości i focia raczej nie jest udana...


piątek, 11 września 2015

345

Z cyklu: "Nie-boskie dylematy".

O tym jak to Boski pierwszy raz pojechał do samego centrum stolycy pisał nie będę. Prawie się zesrał, ale jakoś zajechał, znalazł miejsce parkingowe, trafił gdzie miał trafić.
Szkolenie z I pomocy przeprowadził (4 sympatyczne panie, w tym jedna, która od teraz będzie chyba miała na firmie ksywkę "usta-usta").
Do rzeczy. Tzn do nie-boskich dylematów.

Boski zjechał windą na parter (o windach to osobna notka mogłaby powstać), wyszedł z windy - leci do bramki żeby wyjść, bramka oczywiście zamyka mu się przed nosem (w końcu wspominałem, że o windach osobna notka mogłaby powstać).
Podchodzi pan ochroniarz, otwiera pikaczem bramkę. Patrzy na podejrzaną torbę w boskiej ręce (z fantomem).
A co to? Gitara?? - (Ukulele kurwa w wersji XXL - pomyślał Boski)
- TO? Fantom... albo zwłoki jak kto woli...
- Aha... no to fajnie, miłego dnia życzę.
Boski wyszedł z budynku, po chwili słyszy, że ktoś biegnie i woła:
- PRZEPRASZAM!! - odwraca się, ochroniarz biegnie do imć Boskości (pewnie rowerek ze zwłokami dojechał - przeszło przez myśl) 

- Przepraszam, może mi pan jeszcze raz powiedzieć co to jest?? (zwłoki? - podpowiedział boski umysł)
- Fantom...
- A czy ja mógłbym zobaczyć?
- Noo... pewnie, ale to może do budynku wrócimy, żeby nie robić wiochy na wsi...
W budynku, koleś ogląda, podpytuje, w końcu gdy zaspokoił ciekawość mówi:
- Ja bardzo pana przepraszam, że tak zawróciłem, ale po prostu jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś tu był z takim sprzętem...

Boski tylko zapomniał zapytać, czy koleś chce sobie zrobić słit focię z fantomem...
A taki widoczek był z okna...

czwartek, 3 września 2015

344

Z cyklu: "Nie-boskie dylematy".

Boski postanowił wybrać się spontanicznie do kina. Film o ufoludkach. Godzina 20.15, seans w kinie nie-multipleksowym. Do towarzystwa zaprosił oczywiście Wiedźmę Be, bo dzisiaj odpuścili sobie jogę.
Żeby było ciekawiej, nie sprawdził tytułu filmu (bo film o ufoludkach jest przecież jeden). Ale zajawkę oglądał, żeby nie było.

Na sali kinowej (osób w liczbie 6, bilety w cenie 10 zł), gdy już zaczął się film, okazało się, że to nie ten film co chciał obejrzeć...

"Między nami dobrze jest", szczerze to nie bardzo zrozumiałem o co w nim biega, dlatego przeczytałem recenzję, żeby wiedzieć na czym byliśmy...

Przynajmniej wiemy z Wiedźmą czym się kończą spontaniczne wypady do kina...

wtorek, 1 września 2015

343

Fejsbuk mi dziś 'przypomniał' iż 19 lat temu rozpocząłem naukę w Technikum.

Cham z tego fejsbuka, przypominać mi jedną z największych pomyłek w moim życiu i jeszcze to, że latka lecą...

czwartek, 27 sierpnia 2015

342

Wczoraj bratowa przywiozła na parę godzin moją 18-miesięczną bratanicę.
Sama udała się do fryzjera zrobić się na bóstwo. Nie wiem czy jej się udało, bo jak dla mnie to wyglądała tak samo po jak i przed, ale tego jej nie powiedziałem.

W każdym razie moja mała chrześnica-bratanica chwyciła mnie za rękę i mówi "Oć!" No to idę, prowadzi mnie w kierunku drzwi wyjściowych.
"Co? chcesz ze mną na spacer iść?" - "Taaa".
Ubrałem buty, otwieram drzwi, myśląc, że zaraz do babci zwieje, patrzymy z mamą, a ona mnie za rękę, po schodach tup tup tup ...

I w ten sposób zaliczyliśmy nasz wspólny pierwszy spacer wokół podwórka ;)


A największą mam frajdę, gdy uda mi się ją rozśmieszyć :)))

wtorek, 25 sierpnia 2015

341

Raz na jakiś czas dostaję do wypełnienia ankiety różnego kalibru.
Ot za wypełnienie zbieram punkty, potem mogę wymienić na nagrody. Ale nie o to chodzi.

Przed chwilą zostałem zaproszony do kolejnego badania. Pytania były polityczne, czy brałem udział w wyborach prezydenckich, na kogo oddałem głos itepe.
Ostatnim pytaniem było "Na kogo oddałby pan głos gdyby wybory odbywały się w najbliższą niedzielę?". Zaznaczyłem PO. 
"Niestety nie możemy pana zakwalifikować do ankiety".

Czyżby PIS w natarciu?

środa, 19 sierpnia 2015

340

Jestem już tak niewyżyty seksualnie, że dzisiaj o mało co bym nie wjechał kolesiowi w dupę na skrzyżowaniu.

Kontynuując temat mojej seksualnej rozwiązłości, koleś na portalu poinformował mnie, że "Fajny jestem" i dlatego (??) załączył mi foty swojego penisa (który swoją drogą był całkiem ładny w przeciwieństwie do facjaty kolesia).
Odpisałem mu: "Dzięki, ale nie interesują mnie osoby z CHUJOWYMI zdjęciami".

A i jeszcze wczoraj wieczorem byłem na kawie. Z FACETEM.
Miło się rozmawiało, ale iskier nie było. 
Stąd pewnie moja dzisiejsza akcja z pierwszego zdania...

środa, 12 sierpnia 2015

339

Zdemotywowany w ostatnich miesiącach do pracy, przez hasła typu:
- Z całym szacunkiem i sympatią panie Boski, ale pana praca to jest coś czego nikt nie chce
- Bo pan ma komunistyczne podejście i źle robi, że daje polecenia, musi pan inaczej rozmawiać z ludźmi (w domyśle siedź cicho i rób to co do innych należy)
- Bo to jest papier dla papieru
- Ale te szkolenia to w ogóle komu są potrzebne? Przecież to strata czasu.
- To są przepisy, a pracodawca i tak robi co chce.
- Instrukcje do maszyn? W UK tego nie mają to ja też nie będę tego szukać.

I inne takie.
Jakaś taka radość, która kiedyś była, sprawiała jakąś satysfakcję zanikła. Do tego stopnia, że zacząłem myśleć o zmianie (coś w kierunku logistyki).

ALE mam chujowy horoskop na ten rok, i mam to przeczekać, bo neptun w znaku bliźniąt daje mi popalić za to przyszły rok będzie o wiele lepszy.

Wyżaliłem się kożelance szefowej (wspomniałem o ewentualnych studiach). Dało jej to do myślenia, bo zadzwoniła po południu i powiedziała mniej więcej:
- Powiedz mi, jak to nie jest potrzebne to co robisz i nikt tego nie chce? A jak coś się dzieje? To przecież dzwonią do Boskiego. Przychodzi kontrola to co? Dzwonią do Boskiego. Pańcia z wypadku też nigdy nie chciała bhp a teraz? Dzwoni do Boskiego, nawet wódkę chciała z Tobą pić.

Coś w tym jest. Także plan logistyczny odłożony. Na rok. Bo trzeba 4 tysiaki uzbierać. A może coś rzeczywiście na plus się zmieni w przyszłym roku?


Poza tym jako rasowy homik dzisiaj byłem pierwszy raz u kosmetyczki.
I taki oto efekt:


Gładziutkie i różowiutkie jak tyłek niemowlaka.

A na 40tkę kwas hialuronowy ;)

sobota, 8 sierpnia 2015

338

Świat schodzi już totalnie na psy.

Kuzyn (lat 22) jakąś godzinę temu opublikował status "No to rodzimy, Kotku Trzymam Kciuki! :* Wszystko będzie dobrze!!!:*"

Tak, jestem przekonany, że "Kotek" przeczytał to na fejsie. A przed chwilą status zaktualizował na "I sąąąąąąąąąąą!!! Dwa Nasz Małe Szkrabiki!!".

Łaskawie poinformowałem moją Matkę Boską (bo ona nie siedzi na fejsbuku), że jej siostra została prababcią. Ta uradowana, chwyciła słuchawkę, odebrał jej szwagier. Ona do niego "No to gratulacje pradziadku!".

I jakieś było jej zdziwienie, że pradziadek jeszcze o niczym nie wie.
Najwyraźniej pradziadek nie siedzi na fejsbuku.

Na wszelki wypadek, uświadomiłem Matkę Boską, żeby nie dzwoniła do swojej siostrzenicy, która została babcią, bo możliwe, że i ona jeszcze nic nie wie...

piątek, 7 sierpnia 2015

337

Z cyklu "Nie-boskie (cudze) dylematy". Opowieść klienta (już na emeryturze), sprzedającego roślinki.

Pewnego dnia, pod jego szkółkę zajechał jakiś wypasiony 'kadilak z dwiema rurami wydechowymi, diabli wiedzą co to za samochód, bo pierwszy raz go widziałem". Wysiadł Młodziak, na oko jakieś 18 lat, wysoki, jakieś modne ciuchy (jak to młodzież), gumę w gębie przeżuwał jak krowa trawę, ręce w kieszeni, ot cwaniaczek... Widać, że rodzice muszą mieć sporo kasy.

Wchodzi Młodziak do owej szkółki, stanął przy roślinkach w doniczce, spojrzał, szturchnął nogą i rzecze do jegomościa:
- A te roślinki to trochę drogo masz...
Starszy jegomość popatrzył, wyciągnął z kieszeni 1 zł, wcisnął młodziakowi w dłoń i rzekł:
- Masz synku, skoro cię nie stać, idź kup sobie cukierki i wypierdalaj.

Młodziaka zatkało, zrobił wielkie oczy i po chwili wysapał:
- Pan mnie obraża!
- A, to teraz mówisz mi na pan? - rzecze jegomość - Tam jest furtka, sam się odprowadź i więcej mi się tu nie pokazuj.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

336

Odezwał się po ponad dwóch miesiącach ciszy.
Ot mieliśmy takie okresy intensywnych smsów (o pierdołach), gdzieś tam zapraszałem na kawę, ale jakoś nie podejmował tematu. Myślę, że się bał, nikt o nim nie wiedział i chyba dopiero poznawał swoją 'inność'.

Przeprosił za długą ciszę, sporo się u niego pozmieniało, dorósł do pewnych spraw. I tak parę dni znowu z smsami, tym razem on zaproponował spotkanie. W tym tygodniu miał mieć nieco czasu.

Dzisiaj wysłałem mu smsa, zwyczajnego z pytaniem co słychać. I odpisał, że nie będzie owijać w bawełnę, bo ceni sobie szczerość, ale spotyka się z kimś i chce być wobec niego lojalny.

Odpisałem "Spoko, 3mam kciuki więc :)"

I się zastanawiam, po chuj się odzywał, skoro z kimś się spotyka?

czwartek, 16 lipca 2015

335

Wyciągnęliśmy wspólnie z Wiedźmą Be naszą kożelankę, Niewtajemniczoną na jogę.
Jedziemy w samochodzie, żarty, dokazywanie (zwłaszcza na linii Boski - Wiedźma Be). W pewnym momencie Niewtajemniczona mówi:
- To w sumie skoro tak dobrze się ze sobą dogadujecie, to dlaczego nie jesteście małżeństwem?
Wiedźma Be wypaliła niemal bez zastanowienia:
- Bo wtedy już byśmy się ze sobą nie dogadywali i nie byłoby tak zajebiście.

Uznaliśmy z Wiedźmą Be, że Niewtajemniczona raczej pozostanie niewtajemniczona, przy jej poglądach pewnie bym usłyszał, że moja orientacja to wina wszędobylskiego GMO...

sobota, 4 lipca 2015

334

Dzisiejszy wieczór pod znakiem odchamiania.

Koncert poezji śpiewanej. Nie kręci mnie taka muza (wiadomo, za ambitna dla mnie) ale muszę powiedzieć, że jak Jarosław Chojnacki śpiewał to ciary momentami miałem.
Wiersze w takim wydaniu chyba byłyby ciekawsze w szkole ;)

A potem jeszcze koncert Kasi Groniec, która wykonywała piosenki Agnieszki Osieckiej.
Początek prawie mnie uśpił, ale po 'wstępie' gdy zaczęła nawiązywać kontakt z publiką - skłamałbym, mówiąc, że mnie nie kupiła ;)
Ma głos dziewczyna i energię. I fajnego klawiszowca :P

Taki ładny księżyc sfotografowałem przedwczoraj:


piątek, 3 lipca 2015

333

Boski na urlop zasłużył? Zasłużył.
W środę wieczorem pakowanie walizki. W łazience spadła mi półeczka, stwierdziłem, że to znak, iż będą pewnie przygody w podróży.
Zapobiegawczo w czwartek wyjechałem po 5ej.
Trzeba było samochód do Wawy odstawić i stamtąd na Mazury do kuzynki.


Droga do Częstochowy super, na spokojnie, ruch przyzwoity bez długiego czekania na światłach. Kolejny postój 100km przed Warszafffką (tam gdzie mnie obrobili i mniej więcej tam, gdzie swego czasu kapcia złapałem). Świetnie, jak tak dalej pójdzie to będę miał 2h do pociągu.



40km przed Warszafffką korek, samochody stoją, ludzie wychodzą na zewnątrz i się opalają... (Tir zdaje się z dostawczakiem się zderzył, 1 ofiara śmiertelna, droga zablokowana).

Godzina stania w korku, myślę sobie - nie zdążę, już w głowie kombinuję przebukowanie biletu. Ale panowie kierowcy zaradni, zdemontowali barierkę na asfaltówkę poprowadzoną na przełaj (kończyła się też na barierce, podejrzewam, że kiedyś zrobią zjazd w tym miejscu), kilka metrów po polu i wjechało się na drogę...
Z godzinnym zapasem dotarłem do stolycy, wsiadłem w pociąg, zajechałem do Olsztyna.
No to godzinka do pociągu, wychodzę zapalić przed dworzec. Palę sobie, podchodzą panowie strażniki "Dzień dobry, palenie w miejscu niedozwolonym, mandacik 500 zł...".
Skończyło się, na 50 zł. Stałem bezczelnie koło słupa na którym był znak zakaz palenia (niestety od strony zewnętrznej dworca, więc wychodząc z budynku nie był widoczny ale spoko)...
Trochę pan ochroniarz się zdziwił, że nie stawiałem oporu, na co mu łaskawie wyjaśniłem, że jestem behapowcem i też daję mandaty jak złapię za rączkę, więc tu nie ma co dyskutować...
Tym sposobem zasiliłem Urząd Marszałkowski w Olsztynie kwotą 50 zł. Niech się cieszą urzędasy.

W pociągu IR znalazła się sierota większa ode mnie - laska wsiadła w zły pociąg. Skapła się dopiero po odjeździe... Ale uczciwie chciała kupić u konduktorki bilet do najbliższej stacji, konduktorka nie zdążyła go wystawić i puściła sierotkę.

Ja za to wyciągam bilet z plecaka, spoglądam przed siebie i widzę, że jakiś koleś się na mnie gapi. Ni brzydki, ni piękny... 
Dopiero po kilku sekundach zajarzyłem, że to moje odbicie...

Za to dzisiejszy dzień upłynął na łapaniu słońca. Niewiele go złapałem, bo krem z filtrem 50tka, ale to sama przyjemność być na zadupiu, gdzie psy dupami szczekają, z dala od ludzi i hałasu miejskiego...

A tu lismanore:


A tu taki sobie księżyc w pełni:


sobota, 27 czerwca 2015

332

Telefon po 16ej. Zapłakana Pańcia - Panie Boski niechaj pan pomoże!
Facet spadł z rusztowania, nadział się szyją na wystający bolec...

A tyle razy było pytanie, czy nic nie potrzeba, nie, nie wszystko w porządku, zadzwonimy...

Facet pierwszy dzień w pracy, na zlecenie. Rusztowanie postawione nie tak jak trzeba (brak drabinki z gruntu na pierwszy poziom)...
W szpitalu, spisując jego wyjaśnienia pytam: "A dlaczego wchodził pan w taki a nie inny sposób?"
"A bo wie pan, 20 lat pracuję na rusztowaniach i zawsze tak się wchodziło...".

Przeżył, operacja udana, facet wróci do zdrowia i będzie mógł wrócić do pracy... Inspektor Pracy był, skontrolował dokumenty, mandat też wystawił, bo wina pracodawcy.

W czwartek babeczka dzwoni do mnie z podziękowaniami, za pomoc... wygląda na to, że dobrze się skończy i dla poszkodowanego i dla pracodawcy. Nauczkę mają.
Gdy Pańcia dzwoniła podziękować to był chyba pierwszy od bardzo dawna moment, gdy poczułem, że moja praca może jest coś warta... przynajmniej czasami.

***

Wracam z Wiedźmą Be z jogi. Widzę na telefonie maila od kożelanki szefowej, tylko pierwsze zdanie: "Boski, dziękuję za ostatnie dni i pracę..."
Myślę sobie - co jest kurwa? Zbankrutowaliśmy i mnie zwolnić musi?
Otwieram pocztę i czytam całe zdanie: "Boski, dziękuję za ostatnie dni i pracę jaką włożyłeś w przygotowanie dokumentów dla Pańci. Naprawdę super robota :)"

poniedziałek, 18 maja 2015

330

110 km przed Warszafffką, odpoczynek na stacji benzynowej.
Palę papierosa.
Podjeżdża jakiś czerwony złom, panowie, chyba rumuny albo innej chujstwo pyta o drogę do Poznania. Nie wiem, ja nie stąd.
- To daj stówę bo nam na paliwo brakuje.
- Nie mam - wysiada dwóch 'miśków'
- Dawaj bo na paliwo potrzebujemy - zdębiałem. Wyciągnąłem stówę w kieszeni. Koleś do mnie, że to za mało, mam stówę dołożyć.
- Nie bo nie mam więcej.
- No dawaj widziałem, że stówki tam masz - i wyciąga z samochodu chyba z 6 flakonów perfum i mi wciska - Masz i daj jeszcze stówkę, a perfumy dla kobitki weź. Tylko schowaj szybko bo to kradzione.
Ja oczy na kolesia, wciskam mu z powrotem i mówię - Nie mam, nie dam, proszę to zabrać ode mnie.
- No weź, masz jeszcze laptopa i dorzuć (coraz bardziej nachalni)
- Nie, zostawcie mnie, bo policję wzywam - sięgam po komórkę. Z sklepu ludzie zaczęli wychodzić, ja coraz głośniej, że wezwę policję. Wystraszyli się i odjechali.

Ja wiem, że nie jestem mile widziany w Warszafffce ale to było przegięcie.

niedziela, 17 maja 2015

329

Nie wiem dlaczego, ale zawsze przed wyjazdem do Warszafffki czuję jeszcze większe zniechęcenie do wszystkiego.
Ostatnio szefowa pytała, czy wyniósłbym się na stałe do stolicy gdyby taka była możliwość. Cóż mam zrobić, skoro biznes za bardzo nie idzie, jeśli tam będzie lepsza sytuacja finansowa to pewnie, że się przeniosę.
Gdzieś tam kiełkuje myśl, że znowu będzie trzeba dzielić mieszkanie z obcymi, aż żal dupę ściska, że szefowa zrezygnowała z kawalerki...

Wczoraj umówiłem się z jednym kolesiem u siebie w mieście. Oczywiście pełna dyskrecja, zadzwonił z prywatnego numeru czy mogę podejść pod totalizator sportowy, powiedział, że za 10 minut będzie. Czekałem 20 minut, w końcu spojrzałem na pocztę i minutę po swoim telefonie napisał "Sory znamy się, a nie chcę żeby ktoś z naszych znajomych się dowiedział. Z mojej strony masz pełną dyskrecję" WTF? Przecież ja w tej mieścinie nie mam żadnych znajomych (oprócz Wiedźmy Be z którą na jogę chodzę i okazjonalnie do kina) o kolegach nie wspominając... Nie powstrzymałem swojej złośliwości i odpisałem mu, że jego strata, niech sobie dalej żyje w swoim tchórzliwym świecie.

Bądź mądry, pisz wiersze. Człowiek zaczyna się zastanawiać nad sensem podejmowania prób poznania innych ludzi. Bez przesady, wg mnie ludzie są bardziej tolerancyjni niż kiedyś, a to, że dwóch facetów się spotka na kawie? Przecież to o niczym nie świadczy.

Już wiele razy zastanawiałem się, nad skasowaniem kont na portalach, ale z drugiej strony wizja siedzenia przed kompem i wiecznego grania w Diablo jakoś mi się nie uśmiecha... Chciałbym mieć w końcu z kimś wyskoczyć gdzieś na weekend albo chociażby na jakiś spacer.
Drażni mnie moje wieczne zrzędzenie, człowiek próbuje myśleć pozytywnie ale jednak 'mrok' jest jakiś silniejszy i ciągle mąci w tej głowie...

Oj, trzeba słoiki pakować... 

czwartek, 7 maja 2015

328

Czy ktoś pisał kiedyś reklamację do banku? Bo jebany mbank 'przywłaszczył' sobie 2/3 środków, które zgromadziłem na msaver plus (a w tabeli opłat było wpisane, że pobierają 50% składki opłacanej w pierwszym roku. Przez 9 miesięcy odkładałem po 100 zł i z 900 zł oddali mi 262 zł z groszami).

Pochwalę się: weekend majowy spędziłem na zwiedzaniu Berlina, Poczdamu i Drezna.
Wycieczka objazdowa, trochę wkurzało wczesne wstawanie (o 7 śniadanie, 8*15 wyjazd na zwiedzanie), ale dało się przeżyć.
Chyba jednak wolę samodzielne zwiedzanie jak to było np. w Londynie. 

A poza tym to kiepskawo ostatnio, znowu się zastanawiam co innego mógłbym robić. Jak to dzisiaj z kumpelą stwierdziliśmy - najgorzej, gdy człowiek sam jest ze swoimi myślami, wtedy dopadają go te czarne...

W ramach pracy nad sobą tudzież nad kondycją poszedłem dzisiaj na jogę. 
Przyjemnie zmęczony mam nadzieję, że jutro nie będę miał zakwasów...

A tu kwiatek z pałacu Charlotty (czy jakoś tak)


A i wczoraj byłem na pseudo randce. Koleś lat 40. Stwierdził, że jestem apetyczny, niestety on apetyczny nie jest dla mnie. Za to był komunikatywny, co się bardzo rzadko zdarza i miło było wyjść z kimś i pogadać przy coli.

wtorek, 28 kwietnia 2015

327

Z cyklu: (nie)Boskie dylematy...

Boski kupił sobie nowe koszule (sztuk 3 bo była promocja oczywiście 3 różne a nie 3 takie same). Jak tylko odebrał od kuriera rozpakował, co by rodzicielce pochwalić się jaki zajebisty ma gust.
Ubrał pierwszą, wchodzi do pokoju a rodzicielka wypala: "Ale ty masz śmietnik!" i jeszcze nadaje, że na dietę, że to przez zżeranie słodkiego (tu ma racje, spożycie słodkiego u mnie jest wysokie, najwyraźniej smutki zażeram) itepe.
Dopiero na koniec wywodu rzekła: "No ale koszula bardzo fajna!".

Zapomniała tylko dodać, że chłopak w koszuli boski...
 

środa, 22 kwietnia 2015

326

Gdzieś mi uleciało, że bloga przecież mam, że wypadałoby COŚ czasami napisać.
W sumie, to nie ma specjalnie co. Zrzędzić nie będę. 
Bo na razie humor w miarę ok, zielono za oknem się robi, to i nastrój w miarę pozytywny.
Tylko wieczorami, gdy człowiek popadnie w zadumę, albo nagle 'obudzi się' po kolejnej godzinie grania w Diablo 3...

A teraz coś śmiesznego. Tzn. boskiego. Bo Boski przekroczył (który to już raz?) swoją Boskość zawodową.
W ubiegły poniedziałek pojechał do Warszaffffki*, około 11 wparował na firmę, poszedł zrobić przegląd wskutek czego jakieś 18 osób (cały dział) dostało nagany (za palenie papierosów pośród farb, lakierów, rozpuszczalników. I nie ważne, że nie wszyscy są palaczami /pewnie odwołania polecą/. Jakim debilem i bezmózgowcem trzeba być, żeby w takim miejscu palić papierosy??)
Przeglądy były codzienne.
W ten poniedziałek już kożelanka szefowa robiła przegląd, znalazła 1 niezgodność i poczuła się jak debil...kolega kierownik powiedział do niej, że trzeba koniecznie Boskiego sprowadzić, to zaraz będzie całe stado niezgodności... Nie wiem czy to miał być komplement czy złośliwość...

Odkryłem przez przypadek i zasłuchuję się:




*Boski pojechał samochodem - trzeba było naprawić włącznik świateł włączany na wykałaczkę i zacinające się wycieraczki**. W drodze powrotnej widziałem, jak ciężarówka przede mną straciła oponę (która ostatecznie wylądowała kilka metrów przed maską mojego samochodu, całe szczęście, że jechałem 50 km/h widząc, co się święci). To było nie tyle przerażające co FASCYNUJĄCE zjawisko.

**Bo Boski dorobił się 'nowego' samochodu. Oczywiście był z bublem (światła i wycieraczki). Mazdunia 4 miesiące spędziła na warsztacie, jak już dostali ostatnią część - poszła jakaś uszczelka, woda dostała się do środka i zaczęła się hodowla penicylinki. Teraz jeżdżę najbrzydszym samochodem świata - Sardynką (Opel Agila).