poniedziałek, 31 grudnia 2012

256

"Jaka Wigilia, taki cały rok" jako rzecze stare prawidło.
I coś w tym jest, bo w Wigilię musiałem wcześnie rano od MOBa wracać i dzisiaj sytuacja znowu się powtórzyła.
Także z leksza jestem nie wyspany, do północy specjalnie siedzieć nie zamierzam tym bardziej, że jutro o 8 wyjazd do Warszaffffki.

No ale, koniec roku... To ja zacznę pesymistycznie: koniec roku sponsorowany jest przez 3 zgony w rodzinie: w czwartek mąż kuzynki (w sumie to były mąż, ale to skomplikowane i nie będę nad tym się rozwodzić. Powiem tyle, że gdy kuzynka mi powiedziała, dlaczego umarł to sobie pomyślałem "Za życia napsuł krwi dzieciakom i krew go zabiła..." - a konkretniej dostał krwotoku z żylaków w przełyku i się udusił. Uratować się nie dało, bo krzepliwość krwi zerowa - skutki alkoholu...), w sobotę zmarł chrzestny mojej mamy (85 lat) i tego samego dnia babcia owego chrzestnego...
I dzisiaj o godzinie 10 odbyły się w naszej rodzinie 3 pogrzeby (w różnych miejscach).

A kończąc ten rok optymistycznie(-j) to ja go zaliczam do udanych. Ba! To jeden z lepszych roków w ostatnich latach.
Nowa praca, powrót do zdrowia (puk puk, tfu tfu itepe) mój jak i MOBa, lepsze nastawienie psychiczne (po wyrwaniu się od Pana i Władcy). No jakoś tak jest bardziej uśmiechnięciej i mniej dołujęciej niż to bywało :)

Więc życzę Wam tego co zawsze: żeby nadchodzący rok nie był gorszy od poprzedniego :)))

A Sylwestra z MOBem spędzamy razem jedynie online - tzn jak tylko zrobię sobie kolację to odpalam Diablo 3 i będziemy z MOBem grać razem przez neta ;) Dlaczego tak a nie inaczej? O nie, na koniec roku zrzędzić nie będę :)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

255

Za bajtla uwielbiałem komiksy Kajko i Kokosz. 
Zresztą, który dzieciak ich nie lubił?
Pamiętam jak na którąś Gwiazdkę dostałem komiks "Kajtek i Koko w kosmosie".
Zafascynowany kosmicznymi przygodami niemal połknąłem książeczkę za jednym razem.
Niestety, nie było mi dane doczytać całej historii - z tego co się orientuję w Polsce wyszedł jeszcze drugi zeszyt z przygodami "Kajtka i Koka w kosmosie".

A dzisiaj, po 20 latach zobaczcie co trzymam w ręce:



Pełne wydanie, cała historia zebrana w jednej grubej księdze.
Co prawda MOBowi wspominałem, że chciałbym to dostać, ale ostatnia rozmowa stanęła na książce Anne Rice.

I cieszę się, że wybrał jednak 'komiks dla dzieci'. Poczułem się jakby ta dziecięca magia świąt, którą kiedyś czułem powróciła, chociażby na 5 minut ale jednak :)

I tej dziecięcej, świątecznej magii życzę Wam, którzy mnie odwiedzają :)

czwartek, 20 grudnia 2012

254

Zdecydowanie protestuję przeciwko jutrzejszemu końcu świata!!!
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Chcę jeszcze MOBa przelecieć :P

wtorek, 18 grudnia 2012

253

Dzisiaj jeden z pracowników dostał wypowiedzenie.
Powiedziałem mu, że ciuchy robocze, które niedawno dostał może zatrzymać, jednak potem się okazało, że jak nie zda to mu z pensji potrącą.
No i musiałem go poprosić, żeby je zdał.

Głupio mi było, ale jeśli mają mu te parę groszy zabrać to chyba lepiej, że je oddał.

Szkoda mi faceta. Ambitnej pracy nie miał - bo sprzątał halę, teren przed halą, poza tym w moim odczuciu taka sierotka marysia z niego była, robole co poniektórzy żartowali sobie z niego [żeby nie powiedzieć kpili] ale chłop mi się poczciwy wydawał.
Potem się dowiedziałem, że ponoć popijał sobie w pracy [ja tam ani razu od niego nic nie wyczułem ani nie zauważyłem, poza tym nawet jeśli to nie był pewnie jedynym] ale i tak mi jakoś przykro.

Do tego przed samymi świętami. Już mu te ciuchy mogli podarować, firma by nie zbankrutowała przecież z tego powodu...

Wspominałem, że uwielbiam Warszafffkę??

poniedziałek, 17 grudnia 2012

252

W związku z auditem jaki miał miejsce w zeszłym tygodniu, auditorom przypomniało się, że potrzebują informacji na temat ilości wytwarzanych odpadów, zużytej energii elektrycznej itepe.

Oczywiście Boski musiał wszystko podliczyć.
Teraz pytanie: jak obliczyć liczbę wyprodukowanych ścieków?
Otóż: sumujemy zużycie wody ciepłej+wody zimnej.
Następnie mnożymy przez 30% i powstały wynik dodajemy do powyższej sumy.
Pytanie nr 2: co to jest te 30%??
Ano za panem kierownikiem cytuję: "A te 30% to są siki i kupa pracowników".

Uwielbiam Warszaffffkę....

poniedziałek, 10 grudnia 2012

251

Tak trochę dla odmiany, dzisiaj zdjęciowo:



Boski pozdrawia jebanego ciulika, który mu w sobotę* w nocy rozpierdolił lusterko. Jeśli to czytasz - pamiętaj, że będziesz miał teraz 7 lat nieszczęść :)))))
P.s. Ty chuju!


A dla osłody pierniczki :)))

*Boski był u MOBa. Prawdopodobnie jakiś pijaczyna jechał, za blisko prawej strony się trzymał i przejechał po lusterku. Autko zaparkowane było w zatoczce. No chyba, że ktoś złośliwie je rozwalił... Sąsiadka rzekomo usłyszała trzask, ale jak wyjrzała przez okno to nic nie zobaczyła, taka mgła była. Staram się wierzyć, że to był przypadek. A miało być tak pięknie, nawet wycieraczkę zdezelowaną wymieniłem i cieszyłem się, że teraz w świerszczyku wszystko gra... No i klops.

czwartek, 6 grudnia 2012

250

Dzisiaj znowu była akcja gaśnice.
Oczywiście znikąd pomocy, bo 100 ludzi pracuje na 10 minut nie mogą przerwać.
Ale nic to, poszedłem do panów młynarzy i z uśmiechem na twarzy zanieśli mi gaśnice. Jeden to niósł trzy, żebym ja się nie przemęczył.
Jednemu to frajdę sprawiłem a nawet obu - pierwszy raz zobaczyli biura [bo zwykli śmiertelnicy tam nie mają dostępu].
Młodszy to stwierdził, że się zakochał. Myślałem, że chodzi mu o ładne wnętrza, a on, że "tam w biurze taka ładna pani siedziała... o i w tym drugim też! I jeszcze w tamtym na końcu korytarza...".

Po południu gaśnice należało odnieść na miejsce, znowu panów poprosiłem [chociaż mi głupio było], młodszy to aż się rwał do pomocy "A te ładne panie będę mógł sobie pooglądać?" [drzwi do biur są szklane ;)].
Kadrówka akurat go minęła, zaczynam się śmiać widząc jak głowa za nią mu się obraca, do tego zaczął "niuchać" nosem. Kadrówka patrzy na mnie, odwraca się, a ten dalej "niuch niuch".
- A co to, aż tak śmierdzę, że za mną niuchają?
- Nie - odpowiada młodszy - Jak Pani pięknie pachnie!

Myślałem, że się poskładam ze śmiechu.

Nocka za to nie była zbyt przyjemna. Przez te gaśnice [wczoraj wiedziałem, że będę musiał z produkcji pozabierać] śniło mi się, że zakład się schajcował, bo nie było czym gasić...
Potem było jeszcze lepiej - śnił mi się koniec świata.
Najpierw na dworze pojawiła się mgła. Ludzie pochowali się w domach, żywego ducha. Potem mgła zniknęła a na ulicach zaczął się chaos - ludzie biegali w różnych kierunkach, samochody się zderzały, jeden przez drugiego biegał.
Zamknąłem się w domu [nie wiem czyim, na pewno nie w moim i na pewno w takim nie byłem] i z tego co pamiętam to chowałem się przed ludźmi, bo jak kogoś banda znalazła to zwyczajnie mordowała [a sen był swoją drogą "kolorowy"].
Morał jest taki, że jeśli koniec świata nastąpi to raczej dlatego, że "ludzie ludziom zgotują taki los"...

A tak poza tym mam jakiś zajebisty humor. Wczoraj kolega mówi:
- Co się uśmiechasz?
- A nic, tak sobie... mam dobry humor :)))
- I tak sam do siebie się uśmiechasz?
- A czemu nie? :)))))

Teraz, pisząc to, uśmiecham się do Was :)))))

niedziela, 2 grudnia 2012

249

Boski we wtorek odebrał swojego świerszczyka. A może to była środa?
To nie istotne.
Na pytanie, dlaczego świerszczyk się spaprał, mechanik nie potrafił mi udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Za to pokazał mi kolektor ssący. No pięknie go zmasakrowało. Powiedział, że miałem szczęście, że mi się samochód nie zapalił i życzył powodzenia...
Wracając Boski postanowił jechać DTŚką. Niestety gdzieś się zamotałem i trafiłem na A4, której nie cierpię.
Zawału prawie dostałem, gdy na skrzyżowaniu mi zgasł i usłyszałem charakterystyczne "PYK" [na szczęście nie "BUUUUUUUUUUUUUM"].
Ale posrany byłem totalnie, gdy na A4 słuchając GPSa nagle stwierdziłem, że dziwnym trafem jestem na drodze w kierunku Wrocławia, a wykręcić ni chu chu...
Na szczęście był zjazd na Katowice a potem na Gliwice, więc dałem radę.

Kożelanka szefowa pożarła się z behapówką na jednej z firm. Tak przez przypadek się dowiedziałem i napomknąłem Blondynie, że o co poszło.
No i wywaliła żale, że moja szefowa mówi, że jak coś to ma mi dać robotę, a ona, że nie jest od tego, żeby mi wydawać polecenia, bo nie jestem jej pracownikiem [ale o ile mi wiadomo, to jestem tam do pomocy więc nie widzę problemu], a że kożelanka szefowa czegoś tam nie zrobiła, i niby tłumaczyła się, że "Boski tego nie zrobił". A Boski nawet nie wiedział, że coś takiego trzeba było zrobić, bo przepływ informacji jest niewielki i raczej dowiaduję się tego, co mam zrobić [zresztą specjalnie mnie więcej nie interesuje - chcę wiedzieć co mam do roboty i swoje robić a nie się domyślać] itepe.

Pozostawię bez komentarza.
Na obronę kożelanki szefowej powiem, że ma sporo na głowie i wiele rzeczy robi na raz, przez co chyba sama momentami się gubi.
Ale to jej problem, dopóki mi nie daje zjebek za coś o czym pojęcia nie miałem to nie wnikam w szczegóły.

Odnośnie autka też się nie wypowiadam. Ale uważam, że jak samochód idzie do mechanika z dużą naprawą, to chyba można przy okazji było powiedzieć, żeby zrobił parę pierdołek, które Boski rozwalił? Przecież Boski może się później z tego rozliczyć?
Ale nie, bo po co, przecież Boski powiedział, że się zajmie zderzakiem i lampą, tylko kiedy miał to zrobić, skoro zaraz po tym do Warszaffffki musiał jechać a potem to się auto zjebało???

No a ten tydzień siedzę w Warszafffce i powtarzam sobie, że życie jest piękne i tej wersji staram się trzymać.

Niestety mam trochę zepsuty humor, bo wyliczyłem, że koniec świata spędzę w Warszaffffce [tak mi grafik wypada] albo w pociągu jeśli zacznie się po godzinie 15ej...
I po chu rolety w oknach montowaliśmy na 3 dni ciemności?? ;)

No bo jak przyjdzie co do czego, to pamiętajcie: pozamykać okna, pozasłaniać, zamknąć drzwi na klucz i NIKOMU nie otwierać.
Tak piszę, żeby nie było, że nie ostrzegałem ;)
[a w pociągu to co ja kurwa pocznę?? :|]

środa, 21 listopada 2012

248

Boski uwielbia Warszafffkę i tutejszą firmę.
Wczoraj pan Dyrektor powiedział, iż jutro jest inspekcja biurowca. W tym celu trzeba uzupełnić znaki ewakuacyjne, oznaczenia gaśnic i same gaśnice.
Na moje pytanie "Czy są jeszcze jakieś wolne gaśnice" pan Dyrektor odpowiedział: "Weź podpierdol z któregoś działu. One tam i tak stać nie będą. A znaki gaśnic to tak przyklej, żeby można je było zdjąć, bo prezes nie chce, żeby na ścianach cokolwiek było".

Więc jutro będę przyklejał znaczki gaśnic i podpierdalał gaśnice tylko po to, żeby inspekcja wypadła pozytywnie a potem je zdejmował.
Noż kurwa bez komentarza, to nie mógł pan prezes wymyśleć jakichś fikuśnych szafek???

Sąsiadów na wiosce nieszkodliwie ignoruję. W niedzielę dzwoniłem do jednego z pytaniem czy mnie ze stacji odbierze to coś niezrozumiałego odbełkotał, że nie da rady. Do drugiego się nie dodzwoniłem, bo najlepiej wyłączyć komórkę gdy wiadomo, że Boski przybywa i będzie trzeba go ze stacji odebrać.
Na szczęście pociąg mi wypuścili 15 minut wcześniej i w Warszafffce nie musiałem długo czekać żeby na wioskę się dostać.

A 30tka MOBa minęła w towarzystwie znajomej parki, którzy się zwinęli koło 23ciej bo im psiaki by padły gdyby nie wrócili przed północą...

Już w łóżku:
MOBowi włączył się SWR*. No to Boski już się napalił, że jakaś akcja [w końcu!] będzie, a ten smarkacz po chwili z tekstem:
- śpimy? - noż kurwa, myślę sobie, ale odpowiadam:
- No to dobranoc
- Dobranoc.
Chwilę później SWR nadal działa więc w końcu zirytowany mówię:
- Weź się w końcu zdecyduj!!

No to się zdecydował ;)

---
*SWR - Syndrom Wędrujących Rąk

wtorek, 13 listopada 2012

247

Budzik wyrwał mnie ze snu grubo po godzinie 6. Akurat taki dzień, że nie musiałem się przed 5 zrywać. Jednak moja pierwsza myśl była 'Jak mi się dziś nie chce do roboty jechać'.

Nie chcem ale muszem, więc się zebrałem, wsiadłem w świerszczyka i ruszyłem na stację, bo benzyny ledwo ledwo a za nim się na gaz przełączy to chwilę trwa.
Zatankowałem, poszedłem do kasy, zapłaciłem, wróciłem się po fajki, wsiadłem do samochodu odpaliłem silnik...
Usłyszałem tylko 'BUM', zobaczyłem dym spod maski.
I nie wiedziałem czy wyjść i uciekać, czy chwytać za gaśnicę [która gdzieś się poniewiera].

Na szczęście pożaru nie było, odpaliłem jeszcze raz i już nie świerszczem a czołgiem udałem się do domu [jak dobrze, że to w mojej mieścinie się stało a nie na jakimś skrzyżowaniu chuj wie gdzie].
Nie będę nudzić jak to do domu dotarłem, dodam tylko, że hamulce też padły.

Byłem u mechanika i padł kolektor ssący czy coś takiego [że niby go rozerwało].
Kożelanka szefowa powiedziała, że nie naprawiamy.
Więc niech ona się teraz martwi, jak zabierze samochód do swojego mechanika.

Swoją drogą zastanawiam się ciągle DLACZEGO tak się stało.
No ale nie wiem.

Póki co korzystam z niespodziewanego wolnego dnia :)
Niestety w tym tygodniu będę musiał korzystać z komunikacji miejskiej.

Trochę mi się łikend przez to pokrzyżował, więc mam nadzieję, że pks w niedzielę o 7*30 pojedzie od MOBa...

czwartek, 1 listopada 2012

246

Raz na jakiś czas odczuwam ochotę aby się kulturalnie napierdolić. W sensie napić, najebać, schlać.
Niestety z wiadomych względów mi nie wolno.
Inna sprawa, że nawet jak sobie pozwolę na lampkę wina to najczęściej dwa łyki i odstawiam bo mi zwyczajnie nie smakuje alkohol.
Starzeję się najwyraźniej ;)

Albo tak se zajarać jakieś zielone. Tylko nie ma z kim, nie ma gdzie i nie ma skąd wziąć.

Life is brutal.

Jutro z rana muszę do kożelanki szefowej podjechać po opony do mojego świerszczyka. Bo zima idzie i trzeba wymienić a kożelanka szefowa zapomniała to zrobić w zeszłym tygodniu [czyli pewnie jej się nie chciało].
Więc przy odrobinie szczęścia może jutro wymienię i jeszcze do MOBa pojadę na pół łikendu, bo w niedzielę znowu do tej wieśniackiej pipidówy jadę, a pipidówa stała się bardziej wieśniacka po tym jak ostatnio dupę zawracałem.
Nie wiem czemu ale dalej czuję niesmak.
Miałem się nie prosić o podwózkę ale i tak zadzwonię choćby po to, żeby musieli wymyśleć jakąś wymówkę aby odmówić, a jak podjadą po mnie to tym lepiej dla mnie.


W ogóle to dzisiaj rozwaliłem prawe światło przeciwmgielne, bo postanowiłem sobie zaparkować tyłem, no i musiałem do przodu podjechać, niestety krawężnik był ciutek za wysoki [tudzież samochód zbyt niski ;)] no i usłyszałem tylko 'HAARRRRRRAATTTT'. Cóż.... muszę się uczyć na czymś, a świerszczyka mamy się pozbyć po zimie, więc może jakoś przetrzyma.

No a za 2 tygodnie MOB ma urodziny. 30tka mu stuknie. W ramach prezentu kupiłem mu wszystkie odcinki Allo, Allo, bo śmiechoterapia myślę dobrze mu zrobi.
Swoją drogą ciekawe jak zareaguje, zwłaszcza, że spodziewa się iż dostanie ode mnie jakąś "fajną koszulkę" :P Bo koszulka to był plan A, gdyż nie miałem pomysłu na prezent [a trzeci rok z rzędu kupować mu kolejną płytę japońskiego wokalisty, którego imienia już nie pamiętam, to chyba przesada]. A potem cudowny Merlin.pl przysłał mi newslettera z promocją na wszystkie sezony Allo, Allo więc pomyślałem sobie: czemu nie?

niedziela, 21 października 2012

245

Wsi spokojna, wsi wesoła... czy jakoś tak.
3 dniowy nagły wypad do Warszaffffki minął jak z bicza strzelił.
Coby podkreślić jaka to wieś i jakie tu wieśniaki, to we wtorek przyjechali panowie, odcięli nam w domu prąd i se pojechali, bo właściciel [a to wieśniak!] nie zapłacił rachunku sprzed iluś tam miesięcy, zanim to jeszcze się wprowadziła moja kożelanka szefowa i jej sąsiedzi.

Dzisiaj znowu na wieś zajechałem, bo teraz wypada 'mój' tydzień wsiowaty.
 Czekając na pociąg poszedłem kupić sobie miętosy miętowe i jeden skurczybyk dziwnym trafem wyskoczył z opakowania i się rozwalił na części. Oho! - myślę sobie - wróżba mentolowa sugeruje, że coś pójdzie nie po mojej myśli.

No i faktycznie:
Sąsiedzi, co prawda nie rodowici Warszaffffianie, ale też wieśniaki [przesiąknęli chyba wsią mieszkając tu tyle czasu] wypięli się na mnie i jedni pojechali do Poznania po nowy samochód a drudzy poszli w gości jak mnie poinformowała sąsiadka i jej mąż nie da rady mnie odebrać ze stacji.

No to myślę sobie, wydam pewnie stówkę na taksówkę, chyba, że stopa złapię.
Ale siedząc w pociągu tak sobie pomyślałem, że przecież mogę w Centralnej wysiąść, znaleźć tramwaj do Aleji Krakowskiej i busem do domu pojechać.
I wiecie co? Boski tak też uczynił. Nawet nie czuł przerażenia, że komunikacja miejska, w obcym mieście [tfu! wsi!] i znając szczęście wsiądzie do tramwajki w drugą stronę.
Otóż nie. Boski swoim umysłem nawet poprawnie na azymut zlokalizował przystanek tramwajowy, wyszedł właściwym wyjściem ze stacji, wsiadł do tramwajki, wysiadł tam gdzie zamierzał i miał jeszcze fuksa, bo bus spóźnił się 5 minut, dzięki czemu nie musiał godzinę na następny czekać.
Najbardziej zaskoczył mnie ten brak stresa, który odczuwałem nawet jak u siebie miałem w autobus wsiąść. Chyba wraca moja pewność siebie zatracona u Pana i Władcy niech go chuj strzeli.

Więc Warszaffffka zwiedzona. Myślę sobie, teraz sąsiedzi mogą mnie w de pocałować, już wiem jak dojechać i się nie prosić. I coś w tym jest, bo sąsiadka, ta która w gości poszła z mężem, wyskoczyła dziś z tekstem, że czemu zawsze tak nie przyjeżdżam tylko 'dupę zawracam'.
'Bo tak mi jest wygodniej'.
Mąż przynajmniej stanął na wysokości zadania i powiedział, że przecież jak ma czas to nie problem podjechać.
Swoją drogą w gości to poszli do sąsiadów na przeciwko. Więc faktycznie urwać się na 10 minut to byłby wielki problem...

A ja już im nawet nie zawracam głowy pytaniami czy do sklepu jadą, żeby się zabrać.... więc spoko te 10 zł odżałuję na bilety przynajmniej nie będę musiał się o nic już ich prosić.

Przynajmniej do następnego alertu.

poniedziałek, 15 października 2012

244

Mam ZWP - Zespół Wkurwa Pospolitego.
HaeRka wysłała mejla, że pracownik przechodzi do drugiej firmy i potrzebuje szkolenie.
No to myślę sobie, pójdę jej na rękę - wypisałem, kartę, zaznaczyłem gdzie ma kto podpisać i zanoszę. Wręczam i mówię, że ma ważne jeszcze okresowe, więc tylko żeby podpisał on i kierownik.
A ta za przeproszeniem kretynka bierze ten świstek, patrzy swoimi wyłupiastymi oczami, potem na mnie spogląda jak na UFO, oddaje mi kartkę i mówi: "Ale ten pracownik do mnie nie przyjdzie...".

Zatkało mnie. Najwyraźniej to JA mam biegać za pracownikiem, żeby mi złożył podpis.
Pomijam, że zmiana była z poczatkiem miesiąca [a jest połowa]. I pomijam tez fakt, że DZISIAJ było szkolenie, które ustawiała kolejna HaeRka, do której to właśnie należy.

Ja przepraszam ale ona jakaś niedojebana jest? [w sumie to chyba tak, nawet gdybym był hetero to bym jej nie chciał]. Siedzą w jednym pokoju, to mogła zapytać przecież kiedy jest najbliższy termin.

W ogóle to jakiegoś mam wkurwa w tej Warszaffffce, nie wiem dlaczego.
Wszyscy mnie wkurwiają a najbardziej to mnie wkurwia, że nie mam tutaj samochodu i muszę zapierdalać 30 minut z przystanku do roboty i odwrotnie.

Warszaffffiacy twierdzą, że na Śląsku jest wieś. Ale na naszej wsi przynajmniej autobusy jeżdżą do centrum strefy, na której są firmy [tutaj też jeżdżą w liczbie 2, ale omijają jedną z chyba głównych pętli autobusowych przy Okęciu].

Normalnie co za wieś!

poniedziałek, 8 października 2012

243

Jakoś tak się zdarza, że ostatnio co łikend jeżdżę do MOBa.
Odkąd nie muszę się bujać komunikacją miejską jakoś łatwiej mi się zebrać i pojechać. Bo wpakować torbę i jeszcze zabrać laptopa coby 'popracować' to nie problem a i dźwigać nie trzeba.

I wszystko byłoby spoko, gdyby nie uboczne skutki antydepresantów, które bierze.
Pal sześć jego libido [czy też jego brak], martwić mnie zaczyna, że coraz wcześniej chodzi spać, coraz wcześniej wstaje, w ciągu dnia też by chętnie spał.

A poza tym Królowa poznała MOBa, MOB poznał Królową.
I oboje przeżyli ;)

czwartek, 4 października 2012

242

Codziennie sobie powtarzam, że pójdę wcześniej do łóżka. Wychodzi jak zawsze, potem z rana niewyspany jestem.

Dzisiaj wróciłem do domu przed 19. Mieliśmy audyt na jednej firmie no i się tak ciągnęło.
Szczęściem dla mnie ja nie siedziałem na nim, tylko kożelanka szefowa, nawet chciała mnie wcześniej wypuścić ale dotarło do niej, że nie miałaby jak wrócić do domu, bo byliśmy moim świerszczem ;)
Ale się zrehabilitowała i powiedziała, że jutro do 10 będziemy a potem mam do domu jechać.
No i Warszafffka w ten łikend odpada co mi wcale nie przeszkadza ;)

W niedzielę może się z Królową spotkam. W końcu! Bo się celebrytka z niej robi i niedługo to nawet pocałuj mnie w dupę nie powie :P

czwartek, 27 września 2012

241

Wczoraj pan kierownik wesoły do mnie z tekstem, że czemu ja taki smutny jestem [jestem znowu w Warszafffce na tym lepsiejszym oddziale].
No to mu mówię, że w tym tygodniu jakiś taki chujor mam.
"To chodź na halę, zrobisz kontrolę, poopierdalasz ludzi i mandaty powlepiasz".
Myślałem, że żartuje, ale jednak nie.
Na dzień dobry pan tokarz tokarzujący na tokarce bez osłon. Więc się dopytuję dlaczego pracuje na tokarce bez osłon, to wbrew przepisom itepe. No i ten do mnie kurwami rzuca, że jakie osłony, tu nigdy osłon nie było. Kierownik Wesoły się wtrącił, że co on pierdoli, sam se zdjął osłony i mu mandat trzeba wlepić.
Na to ja z uśmiechem: "Ale tak szczerze powiedziawszy, to kierownik odpowiada za stan maszyn..."
Poszliśmy dalej.
Pan Malujący pracował w trampkach. Pytam, czy ma obuwie robocze. Oczywiście, że ma, ale ma palec chory a tam buty mają wzmocnione noski i go obciera.
No to ja do niego, czemu do lekarza nie pójdzie wyleczyć palca. Spojrzał na mnie jak na UFO, ale nic. Ma założyć buty robocze i w nich chodzić. Poszedł, założył.
Kolejny na tapetę pan przystojny, szlifierką jeździ, okulary założone, ale na głowie zamiast na nosie. Kazałem założyć, to założył. Obok koleś spawa.
I ten to się wkurwił na maxa. Pytam dlaczego spawa bez fartucha. "A dlaczego miałbym?" Bo jest w normatywie, poza tym przy pracach spawalniczych musi mieć fartuch. "To jak pan jest taki mądry, to niech sobie pan kurwa sam spawa".
Ja na to ze spokojem: nie mam uprawnień.
Koleś nie wytrzymał, rzucił tylko: "Ja też kurwa nie mam, więc pierdolę" - i poszedł. Trochę mnie tym zagiął, więc kierownika wesołego pytam czemu kazał mu spawać, a on na to, że ludzi brakuje a ten akurat potrafi.
Koleś wrócił po dwóch minutach z nałożonym fartuchem.
Na spawalni nie zdążyłem awantury zrobić. Jak wszedłem, to ostatni koleś kończył zakładać fartuch.
Kierownik wesoły raczył mnie później poinformować, że wszystkich wkurwiłem na maksa a najbardziej spawaczy za te fartuchy i takimi tekstami na mnie jechali, że dobrze, że nie słyszałem.
I jeszcze się przyznał, że moja szefowa kożelanka takich akcji nie robi i mnie podpuścił...

Trochę wyrzutów sumienia miałem - od strony pracownika można pierdolca dostać, gdy się ubierze pełny strój, ochrony, ale z drugiej jeśli dzięki temu nie stracą zdrowia, to niech sobie na mnie klną.

A dzisiaj z rana już po 6 wszedłem na halę i ze spokojem kazałem pozakładać fartuchy, okulary, ochronniki słuchu. Ubrali się w trymiga, nawet nie dyskutowali.
Pan Malujący sam z rana przybiegł pokazać, że w butach roboczych jest.

Wiem, że większość facetów w kwestii ubioru znają się tak jak ja na samochodach, ale może z biegiem czasu czegoś się nauczą ;)

środa, 12 września 2012

240

Środa minie tydzień zginie.
Biorąc pod uwagę przebywanie w Warszaffffce to mnie to cieszy.
Chociaż zauważyłem ciekawą rzecz: mam wrażenie, że w firmie otaczają mnie same nieszczęśliwe osoby.
Wchodzę do kadrówek, kierowniczki nie ma, a te cicho siedzą i pracują... bez gadania. No jak tak można. I nawet się nie uśmiechną jak się im cześć powie.
Właśnie, uśmiech.
Ja się tu częściej uśmiecham. Do ludzi. Gdy mijam i mówię 'cześć' czy 'dzień dobry' to dokładam do tego uśmiech.
A mimo to kolega mnie dzisiaj uświadomił, że kierownicy to mnie nie lubią.
Co jest dla mnie dziwne, bo w blasku mojej boskości mogliby się wszyscy opalać....

Faktem jest, że jak idę przez halę i widzę na przeciw któregoś z kazetów to:
a) kazet patrzy się w inną stronę, nawet jak mnie mija - nie powie cześć, chyba, że ja wrzasnę
b) kazet odwraca się i idzie w innym kierunku celem uniknięcia spotkania ze mną
c) nagle musi do kogoś zadzwonić [pewnie na zegarynkę], bo ja idę i mogę czegoś chcieć [najśmieszniejsze, że nie chcę, ewentualnie mam jakieś pytanie i idę dalej]
d) otrzymuje smsa, którego musi odczytać [a jak patrzy w ekran komórki to mnie nie widzi]

Ale mistrzostwo przyznaję pewnemu kazetowi, który jak widzi, że wchodzę na jego dział to niemal natychmiast udaje się do wyjścia ewakuacyjnego i wychodzi na zewnątrz...

No i temu kolega stwierdził, że pewnie mnie nie lubią.

Za to na montażach są panie, z którymi raz rozmawiałem i jak mnie widzą to się od razu uśmiechają i wołają dzień dobry, miłe to nie powiem.

Także sobie pracuję, nie zważając na bycie ignorowanym przez kierownictwo.
Jak trzeba to ich i tak łapię, zadaję pytania. A przyjdzie taki dzień, że tym najbardziej ignorującym wyjebię taki protokół z niezgodnościami, że faktycznie będą mieli powód aby mnie nie lubić ;)

wtorek, 4 września 2012

239

Brakuje mi Dobrej Pani.
Bo ona to potrafiła być kierowniczką i przy okazji dobrą koleżanką, której można się wygadać, która sama miała problemy o których od czasu do czasu opowiadała. I każde z nas wiedziało, że pomimo oficjalnego układu - pracownik - kierownik, mogliśmy na siebie liczyć nie tylko na stopie służbowej.

Moja kożelanka szefowa chyba jest trochę zagubiona. Dla niej to nowość mieć pracownika, a że do tego kolega to chyba ma problem, aby to jakoś wypośrodkować.

Na firmie koleżanka kadrowa uzmysłowiła mi jedną rzecz: moja kożelanka szefowa jest od dawien dawna samodzielna, mogła liczyć tylko na siebie, rola szefowej chyba musi jej myślenie trochę zweryfikować - jeśli mi nie pomoże to będzie jedna wielka lipa.

Osobiście wiem, że mogę do niej zadzwonić, zapytać a ona mi odpowie lub wskaże gdzie szukać odpowiedzi, ale jakoś tak mi głupio. Łapię kilka tematów na raz i niczego nie kończę [co mi zresztą wypomniała - teraz staram się załatwić jeden temat ale do końca].
Podchodzę do tego zbyt ambitnie a powinienem pamiętać, że się uczę. A takiej okazji już nie będę miał, bo kto to widział, żeby 31-letniego chłopa uczyć pracy jak jakiegoś młodzika?

O tym jak bardzo mnie to przeraża nie będę pisał, bo bym się pewnie powtarzał.

Dzisiaj kożelankę szefową nakręcałem z powodu braku samochodu w Warszaffffce.
Sąsiadów dwa razy prosiłem, żeby dali znać jak na zakupy będą jechać. Skończyło się na tym, że pojechali bez uprzedzenia.
Nie wiem czy to tak złośliwie, czy zwyczajnie zapomnieli. Wiem tyle, że następnego dnia wysiadłem przystanek wcześniej, zrobiłem małe zakupy i 20minutowy spacerek do domu sobie urządziłem z jęzorem na wierzchu.
Nie będę się prosić.

Nieco krępująco mi się zrobiło, gdy w sobotę wieczorem, będąc już spragnionym towarzystwa, zszedłem na dół do sąsiadów. Wchodzę, a tam imprezę szykują [chciałem tylko herbatkę z nimi wypić i uciekać...]. No i co teraz? Zostać czy się wycofać?
No więc zostałem. Czułem się nieswojo tak bez zaproszenia. Gdyby powiedzieli wcześniej, że robią imprezę to bym się dorzucił przynajmniej do zakupów a tak czuję się jak sęp, co przyszedł na wyżerkę... Chyba, że liczyli, że nie przyjdę... Albo mają taki zwyczaj, że jak masz ochotę to przychodzisz i tyle...
Ja tam wolę jak ktoś mnie do siebie zawoła... A może powinienem się na chamca ryć, być natrętem i w ogóle?

Taaa.... poważniejszych problemów nie mam :)
Mój świerszczyk się sypie. Kożelanka szefowa nim teraz jeździ. Dzisiaj jak jechaliśmy nieco poszarpało samochodem, na co kożelanka zdziwiona:
- A co to nim tak szarpie??
- Bo trzeba delikatnie sprzęgło puszczać.... - tyle zapamiętałem z moich czerwcowych jazd ;)

Szefowa kożelanka mówi, że jeszcze przezimować świerszczem muszę. W przyszłym roku może coś nowszego się kupi. Zakładając, iż świerszczyk nie rozleci mi się w locie, bo jego zachowanie jest co najmniej dziwne a po mojej stłuczce to mam jakiegoś pierdolca na punkcie tego samochodu i jak tylko coś stuknie to wpadam w panikę.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

238

I Boski znowu wylądował w Warszaffffce.
Tym razem bez samochodu. Bo po pierwsze musiał zostać na Śląsku - inaczej szefowa kożelanka nie mogła by na zakład wjechać [musiała by całe 3 minuty iść piechotą] a poza tym swojego fordzika jakoś mi nie chciała zostawić. Ciekawe dlaczego, czyżbym wymuszał pierwszeństwo? ;)

Więc do pracy jeżdżę busem. Tzn dzisiaj sąsiad mnie zawiózł bo sąsiadka pracuje na przeciw mojej firmy.
Niestety miejsce mi się nie podoba, nie dość, że siedzę w kanciapie 'gościnnie' u jednego z kierowników, to jeszcze nie ma tam okien, poza tym ciągle trwa remont i nawet teraz w głowie mam odgłosy wiertarki...
W kiblu syf, kiła i mogiła - niestety pracownicy produkcyjni, jakkolwiek spora część z nich sympatyczna, to jednak za mało aby każdy po sobie sprzątał. Służby sprzątające coś słabo działają.

Droga powrotna miała się odbyć autobusem. Sąsiadka powiedziała gdzie mam iść, więc po 16 sobie poszedłem. No i czekam. Pytam się kolesia [nawet przystojny gdyby się ogolił] czy tu odjeżdżają autobusy do mojej mieściny. On, że tak, nawet przed chwilą coś jechało.
No to czekam. Minęło 20 minut. Mój autobus miał być za jakieś 10. Koleś do mnie podbija i mówi, że ten bus jedzie do mojej mieściny. A ja na to, że zaraz ma przyjechać 'normalny' więc sobie poczekam.
No i czekam.
Suma sumarum czekałem godzinę, zjawiła się sąsiadka i się ze mnie zaczyna śmiać, gdy jej mówię, że sterczę jak kołek, bo miałem jednak wsiąść do tego busa co mi koleś mówił, bo AUTOBUSY odjeżdżają z nieco dalszego przystanku...
A ja wielce oburzony, dlaczego od razu nie mówiła, że chodzi o minibus, ciągle myślałem, że to jednak komunikacja miejska.

No nic, jutro nie dam się nabrać.

W piątek przed 12 się urywam coby o 13 w pociąg wsiąść. Niestety moja szefowa kożelanka pożałowała mi tych 4 godzin, z których musiałbym się urwać i muszę odrobić, więc jutro i po jutrze pracuję po 10 godzin.
Co prawda sprawdzić mnie za bardzo z czasu pracy nie ma jak, ale ja świnia nie jestem.

I tak jak chcę to się opierdalam. Aczkolwiek dzisiaj niezły kawał roboty odwaliłem. Tak przynajmniej myślę i tej wersji się trzymam, póki mi szefowa kożelanka nie wyskoczy z tekstem, że znowu o czymś zapomniałem i że znowu są jakieś braki.

Następnym razem ja jej wypomnę, że zrobiła przelew 10ego w piątek i wypłatę miałem na koncie dopiero 13ego.
Dobrze, że w ogóle.

niedziela, 19 sierpnia 2012

237

Te 6 dni spędzonych w Zakopcu minęło szybko i przyjemnie.
Wycieczka nad Morskie Oko zakończyła się wypadem na 5 Stawów - co było błędem, bo jeszcze dzisiaj nogi mnie bolą.
Idąc któregoś dnia z MOBem przez Krupówki, koleś idący za nami do swojej dziewczyny:
- Ci przed nami to chyba nieźle naćpani są... - na to dziewczyna:
- Oni nie są naćpani tylko mają kilometry w nogach...

Standard pokoju jaki był pisałem. We wtorek cały dzień lało więc w hotelu włączyli ogrzewanie.... Do wieczora zagrzały się 2 żeberka, mieliśmy nadzieję, że do rana może z 5 będzie ciepłych co by ciuchy nam wyschły ale na 3cim się ciepło zatrzymało.
Wskutek wilgoci panującej w pokoju [wyczuwana w powietrzu, jednak do zniesienia jeśli się tam tylko sypia] musiałem kupić sobie buty, bo stare przemoczone nie wyschły na drugi dzień.
Deszczowy dzień spędziliśmy na Chochołowskiej, potem był spływ Dunajcem, w czwartek wyprawa do Kościeliska [jedyny naprawdę słoneczny dzień przez cały okres naszego pobytu].

Jednak najlepszy był piątek. Do końca życia będę pamiętać Kasprowy Wierch.
Staliśmy z MOBem w kolejce do kasy 2 godziny. A ponieważ nie doszliśmy nawet do jej połowy zakomenderowałem wycieczkę w doliny przy Zakopanym [nie pamiętam czy w Dolinie Strążyska czy w Białce albo Dolinie Białego jak zwał tak zwał] gdzie przy okazji zjedliśmy pyszne naleśniki. Turystka zachwalała racuchy z jabłkami ale nie skorzystaliśmy.

Sobota ni z dupy - pojechaliśmy jeszcze na Gubałówkę. Tym razem przynajmniej widoki były  bo słońce i prawie bezchmurne niebo. A potem jazda pksem, który prawie się rozleciał a w jednym miejscu musieliśmy wysiąść z autobusu, żeby mógł przez kładkę przejechać...

Jeszcze w sobotę rano po wejściu na jadalnię, gdy nalewaliśmy sobie kawę i herbatę do filiżanek, kątem ucha usłyszałem jak jakiś 4-latek wyskoczył z pytaniem: "Tato a co to jest gej?"
Odpowiedzi nie usłyszałem, ale przynajmniej dzieciak nie zapytał się "Tato a co to jest pedał?".
Może jakiś postęp cywilizacyjny jednak następuje...

Mam tylko jedno ALE co do samego wyjazdu co trochę mnie hmmm... irytowało. W szczegóły nie będę się wdawał, powiem jedynie, że najlepszym środkiem antykoncepcyjnym są leki antydepresyjne, zupełnie wyłączają ochotę na seks ;/ Chyba też zacznę brać ;/ Najgorsze, że MOB albo sobie nie zdaje z tego sprawy albo mu to zwyczajnie nie przeszkadza :|

A myśl, która mi od wczoraj chodzi po głowie jest taka, że jestem bardzo nieszczęśliwą osobą. Nie dlatego, że mi czegoś brakuje, ale dlatego, że nie potrafię się już cieszyć tym co mam i czerpać takiej zwyczajnej radości.
Nie wiem kiedy to 'coś' zgubiłem, zwykle byłem pogodnym człowiekiem a dziś już się tak śmiać jak kiedyś nie potrafię...
No ale, może to tylko okres...

niedziela, 12 sierpnia 2012

236

Boski dotarł do Zakopanego wraz z MOBem. Pogoda zajebista, leje deszcz, pizga jak w kieleckim.
No ale Boski na urlopie.
Hotel dwu gwiazdkowy. Zastanawialismy sie czym sie różni od trzy. Otóż:
1. Wi fi jest ale jakość sygnału ZEROWA
2. Z lampy w suficie wystają kable
3. W pokoju jest zimno /ale w szafie są trzy koce jakby co/
4. W łazience na ścianie prawdopodobnie grzyb
5. W koszu na śmieci nie ma worka, kosz jest tyci tyci
6. W tv jest program 1, 2, szajsat, kawałek tvn i śnieg
7. Najwyraźniej kuchni brak, pewnie wszystko z kateringu obiady odgrzewane w mikrofali
8. W pokoju dwu osobowym jest jedno krzesło
Ale jest czysto, kataluchow brak, spać można no i cena za pokój tylko 80 zł bardzo blisko centrum więc nie ma źle :)
I polecam pstraga w knajpie Pstrag na krupówkach.
A teraz czas spać bo jutro punkt drugi programu: wycieczka nad Morskie Oko.

czwartek, 9 sierpnia 2012

235

W niedzielę przebudziłem się koło północy cały zestresowany.Serce mi waliło, jakiś ucisk w klatce piersiowej, niepokój, mrowienie w lewej ręce.
Myślałem, że zawał mam.
Obudziłem mamuśkę, zadzwoniła na pogotowie, wywiad jak długo boli, jakie ciśnienie itepe.
Obyło się bez karetki. No-spa i kropelki na uspokojenie pozwoliły mi w miarę zasnąć.
Teraz przed snem biorę kropelki bo inaczej mogę mieć problem ze snem.
Wiecznie te natrętne myśli, negatywne, strach przed wsiadaniem za kierownicę, strach przed wyzwaniami w pracy - a jest ich nie mało. Dużo się dzieje, dużo jest do zrobienia i z tym sobie nie radzę.
Kożelanka szefowa napisała mi wczoraj w mejlu, że bardzo często coś zaczynam i nie potrafię tego dokończyć.
Ma rację, bo jest tyle do zrobienia, że momentami robię kilka rzeczy na raz, potem wydaje mi się, że coś jest skończone a się okazuje, że jednak nie, zapomniałem o jakiejś pierdole, która nie rzuca się w oczy póki człowiek się nie wczyta.
Wkurza się i ją rozumiem... i nawet nie będę się usprawiedliwiał.
Muszę się jakoś lepiej zorganizować.

Jeszcze tylko jutro a w niedzielę na tydzień do Zakopanego z MOBem. Może tam się odstresuję na tyle, że będę mógł spokojnie spać w nocy.

A w firmie, w której byłem dzisiaj i będę jutro jeden z pracowników wczoraj w domu miał zawał. Koleś 34 lata. Więc z tym zawałem nie koniecznie przesadzam...

niedziela, 5 sierpnia 2012

234

Czas na przenosiny.
Nie podoba mi się układ w nowym interfejsie blog.pl.
Może tu się zadomowię...