piątek, 2 października 2015

349

Jako, że czytają mnie głównie panie, temu temat synowa-teściowa nie będzie żadną nowością.


Synowa, której poświęcę łaskawie nieco miejsca w moim sanktuarium i zmarnuję nieco czasu na wystukanie liter oraz zużyję klawiaturę specjalnie dla niej, zwana także żoną brata mego oraz moją bratową, nie przepada za Matką Boską.

Zastanawiałem się nad tym fenomenem nie raz: Matka Boska jest osobą pomocną, wesołą, silną (wychowała synów w liczbie dwóch po tym jak jej mąż a ojciec tych synów poszedł do innej kobiety z innymi dziećmi - bo czemu nie?). I co pewnie nie wszystkim się spodoba, mówi co myśli. Potrafi rzucić komentarzem trafnym, ale ci co ją znają wiedzą, że nie robi tego złośliwie. Z komentarzem można się zgodzić albo i nie.
No więc któregoś razu spytałem bratową, dlaczego nie przepada za Matką Boską. "Bo mnie wkurza".

Zauważyłem, że objawy niechęci nasiliły się od czasu przyjścia na świat mojej uroczej bratanicy-chrześnicy. Nie jestem ginekologiem (i nie szukam problemów tam, gdzie hetero-mężczyźni znajdują przyjemność) ani położną, ale podejrzewam, że w trakcie porodu wskutek podwyższonego ciśnienia, moja szanowna bratowa a żona brata mego mogła stracić którąś klepkę...

Przykładów mnożyć nie będę. W każdym razie Matka Boska zajmuje się wnusią w czasie, gdy bratowa jest w pracy (pracuje w naszej mieścinie, więc nie musi jeździć 20km do swojej mamy ani kombinować kasy na przedszkole). Dlatego że chce, bo sprawia jej to radość i również dlatego, że na wsparcie materialne starszego syna nie może sobie za bardzo pozwolić.
Synowa z teściową w zasadzie nie rozmawia. Rano przywozi dziecinę, mówi czy młoda zjadła, o której kończy pracę. Matka Boska już też się prawie nie odzywa, czasem zapyta o banały czy młodej czegoś ekstra nie trzeba.

Nie ukrywam, że wujek Boski gdy pracuje w domu to zajmuje się swoją bratanicą, bo bratanica tylko "wułek oć!" i w sumie to babcia specjalnie nie jest potrzebna, a jako że tylko ta mała dziecina potrafi do mnie podejść i mnie ni z tego ni z owego przytulić to narzekać nie mogę, nawet gdy na pracy skupić się nie mogę.

Ten tydzień miałem wyjazdowy, oprócz poniedziałku to małej nie widziałem.
Matka Boska powiedziała, że wczoraj i przed wczoraj to mała nawet do domu nie chciała jechać gdy bratowa po nią przyszła, tylko 'wułek nie ma! wułek nie ma!" i płacz. No i powiedziała, z uśmiechem, że młoda to by do wujka chciała a nie do domu...

I dzisiaj Matka Boska dostała smsa, że mała jest u drugiej babci.
Ostatnio, gdy bratowa się obraziła śmiertelnie, to brat mój wziął 2 dni urlopu, żeby z małą w domu zostać, bo bratowa uznała, że najlepiej teściową pokarać przez nie przywiezienie dziecka.

Więc śmiem podejrzewać, że teraz problemem jest, iż mała chce do wujka, więc lepiej oddać ją do drugiej babci, żeby tak za wułkiem nie płakała.

Szkoda tylko, że dziecko przez to wszystko cierpi najbardziej.

2 komentarze:

  1. Ja pierdaczę, dziecko jako karta przetargowa - no faktycznie ta klepka musiała w jakiś sposób zostać utracona. Nie wnikam w jaki, mam nadzieję, że nie przy porodzie bo wówczas istniało by ryzyko, że brakuje mi aż dwóch:D
    btw chuj z nią.

    Wułek to wułek i tak nic nie poradzi:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Problem leży gdzieś po środku jak zwykle ale szkoda dziecinki. Nieświadomość dziecka vs popapranie dorosłych.

    OdpowiedzUsuń