środa, 27 lutego 2013

267

A dzisiaj bajka znaleziona w necie. Autor anonimowy


Bajka o zasmuconym smutku



Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka.
Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, 
a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, 
szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać.
Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. 
Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała: 
"Kim jesteś?" Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, 
a blade wargi wyszeptały: "Ja? ... Nazywają mnie smutkiem" 
"Ach! Smutek!", zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
"Znasz mnie?", zapytał smutek niedowierzająco. 
"Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
"Tak sądzisz ..., zdziwił się smutek, "to dlaczego nie uciekasz przede mną. 
Nie boisz się?" "A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? 
Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. 
Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?" "Ja ... jestem smutny."
odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego. "Smutny jesteś ...", 
powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. "A co Cię tak bardzo zasmuciło?" 
Smutek westchnął głęboko.
Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać?
Ileż razy już o tym marzył. "Ach, ... wiesz ...", zaczął powoli i z namysłem,
"najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi.
Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi
i towarzyszyć im przez pewien czas.
Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. 
Boją się mnie jak morowej zarazy." I znowu westchnął.
"Wiesz ..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. 
Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. 
A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. 
Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. 
Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. 
I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.
Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. 
Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności."
"Masz rację,", potwierdziła staruszka, "ja też często widuję takich ludzi."
Smutek jeszcze bardziej się skurczył. "Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. 
Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą.
Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. 
Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. 
Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, 
która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! 
Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem 
i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany.
Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. 
Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. 
Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia." Smutek zamilkł. 
Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, 
potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem. 
Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie. 
"Płacz, płacz smutku.", wyszeptała czule.
"Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. 
Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. 
Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona."
Smutek nagle przestał płakać. 
Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
"Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?"
"Ja?", zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, 
jak małe dziecko. "JA JESTEM NADZIEJA!"


wtorek, 26 lutego 2013

266

Najprościej jest się nadąsać, obrazić na cały świat i stwierdzić, że 'ja się nie nadaję'.

Ale dołujące było dzisiaj, gdy za wszystko co się brałem tylko pretensje, że to nie tak, to ma być inaczej, a tak się nie robi.

Jeszcze wielka pani kierowniczka [która jest tak zajebiście zarządzającą swoim działem, że jak przychodzi co do realizacji zamówienia to się miesiąc czeka albo i dłużej] do mnie z pretensjami, że się pani dyrektor hr na nią poskarżyłem.
A ja tylko wysłałem maila do wiadomości pani dyrektor. Bo w końcu pod panią dyrektor podlegamy to i musimy informować ją o naszych działaniach*

Obrazu nędzy i rozpaczy dopełniły rozgotowane kluski, których się już zjeść nie dało i brak pieczywa, bo przecież miałem wrócić na halę przy torach a nie siedzieć nowej - a sklepu po drodze niet, a w domu to daleko i nie mam ochoty nigdzie się ruszyć.

*tak, witamy w Warszaffffce

czwartek, 14 lutego 2013

265

WalęTynki 2013.

Ja się pytam, gdzie te czasy, gdy wraz z Królową wpiedalaliśmy gofry w kształcie serc made by Boski, chlaliśmy wino i zrzędziliśmy jaki ten świat parszywy, jacy my samotni i nie kochani, obwinialiśmy wszystko i wszystkich za to, że jesteśmy bez chłopów tudzież, że chłopy to takie dupki...

No gdzie te czasy??!!??!!

A MOB gupol nic mi z okazji walentynek nie wysłał [ja mu też nie :P].

Na zakładzie focha strzeliłem dzisiaj, bo pytam się kierowników, czy mają walentynkę dla M.* a oni nie mieli. No dyskryminacja przecież!

*bo tutaj dali mi w ramach ksywki imię mojej kożelanki szefowej

Spisałem w końcu wyjaśnienia laluni [to nic, że zamiast o 14 wyszedłem po 16]. Jako świadka podała kolegę, który okazał się milusim chłoptasiem, aż szkoda, że w sumie niewiele widział, bo bym go mógł bardziej dokładnie, ekhem, wysłuchać :P

środa, 13 lutego 2013

264

Ja z tymi ludźmi tutaj nie mogę.
Laska miała wypadek. Mniejsza z tym co się stało. Zgłosiła, trzeba zrobić dokumentację.
Dorwała mnie dzisiaj i mówi, że ona nie wie co ma zrobić, bo kazali jej przyjść na kontrolę za 3 dni, ale po co ona będzie tam szła, skoro rana i tak się nie zagoi. Poza tym będzie musiała o 6 stanąć w kolejce do rejestracji a przyjmą ją dopiero o 12 i będzie musiała czekać.
Poza tym kto jej ma potem wypełnić papierek do ZUSu? Przecież jak pójdzie do zwykłego lekarza to i tak będzie musiała zapłacić 100zł (pogubiłem się tutaj - przecież ma CHYBA umowę o pracę, więc składki są, nie? Bo wątpię, żeby pracowała na umowę zlecenie na tym stanowisku, które ma, chociaż diabli ich wiedzą). I jeszcze będzie przecież musiała do ZUSu się stawić, tylko po to, żeby jakiś doktorzyna obejrzał jej rękę.
I takie zrzędzenie.
W końcu pytam, czy chce abym jej dokumentację zrobił czy nie, bo dla mnie to nie problem "No tak, jak już zaczęłam to to skończę".
Ok. To kiedy mogę podejść, żebyśmy spisali co trzeba. "NIE WIEM. Próbuj mnie złapać, jak zobaczysz, że siedzę na dupie to wtedy".

Ręce mi opadły. Czy to ja chcę odszkodowanie? To mi ma zależeć czy jej?

Jakoś nie zwykłem komentować i wypowiadać się o tym co się w świecie dzieje, czy nawet co myślę o możliwości zawierania związków homoseksualnych. Dzisiaj zrobię wyjątek, bo mi z leksza w pracy ciśnienie skoczyło.
Głośno dzisiaj o tym, że we Francji zmienili definicję małżeństwa.
No i u kerowników oczywiście komentarze, że ja pierdolę, co to ma być, jak to dwoje dzieci przez homoseksualistów może być wychowywane? I że Francuzi to pojebani są i w ten deseń komentarze.

Ja powiem tak: za adopcją nie jestem. Bo słyszę u siebie w pracy komentarze na temat homoseksualistów, adopcji przez nich dzieci itp, i nie chciałbym, żeby moje dziecko było wyśmiewane tylko dlatego, że ma dwóch tatusiów [czy też dwie mamusie]. Faktem jest, że nie wiadomo czy dziecko wychowane w rodzinie homoseksualnej samo by nie było homoseksualne. Nie mam pojęcia czy takie badania były prowadzone, może są w trakcie, bo ten temat jest raczej dość "świeży" a wiadomo, że wszystko trwa latami.
Homoseksualizm jest wrodzony [podobno, ja tam żadnych wyników badań nie widziałem, homoseksualizmu się nie nauczyłem, dziewczyny nigdy mnie nie interesowały pod względem fizycznej atrakcyjności, zresztą całkiem późno dotarło do mnie dlaczego jest tak a nie inaczej] ale wiadomo, środowisko ma wpływ na rozwój człowieka, więc pewnie możliwe jest, że "wyrośnie kolejny gej".
Druga rzecz: podejrzewam, że sporo pedofili znalazłoby okazję i mogło wykorzystać dzieciaki - potem by była gadka, że jak "pedały" adoptowały dziecko to potem je na pewno molestują. Bo dla wielu pedał = pedofil. 

A teraz z drugiej strony: powiedzmy, że pary homoseksualne mogą adoptować. Czy lepiej aby dziecko miało dwóch kochających tatusiów/mamusie, którzy zapewnią mu spokojny dom czy też lepiej, żeby takie dziecko było wychowywane przez heteroseksualnych rodziców, którzy piją, ćpają, biją itd. ?

I przerażają mnie te wszystkie komentarze pełne nienawiści. Ok, dużo się ostatnio mówi o związkach, ludzie mogą być tym zmęczeni. Ale po co ta nienawiść? Przecież nikt nie każe czytać artykułów o pedałach. Wystarczy nie klikać. I tyle.

Chyba trochę chaosu w tych moich myślach. Ale niech będzie i tak.

poniedziałek, 11 lutego 2013

263

Życie jest cudowne :)
Dostałem 70 zł podwyżki.
W najbliższych wyborach zagłosuję na naszego kochanego, obecnego premiera, bo to dzięki niemu przecież wzrosła płaca minimalna żeby żyło się lepiej :)

Kochani!
Żyjemy w cudownym kraju, który byłby obiecaną "zieloną wyspą", gdyby nie był zasypany tym wszędobylskim śniegiem :)))


sobota, 9 lutego 2013

262

Jakoś tak mnie tchnęło, żeby zajrzeć na bloga Wielebnego*.
Chyba raczej z ciekawości czy istnieje, bo notek nie dodawał już od bardzo dawna.
I takie moje zdziwienie było, notka sprzed roku z 28.12.2011.
Jak zwykle tak napisana, że nie wiadomo o co chodzi.
Przeczytałem trzy razy. I dopiero za trzecim razem zaskoczyłem, że w drugiej części chodzi o mnie.
Coś mnie tam w środku ścisnęło.
Nigdy w żaden sposób o mnie nie wspominał 'publicznie' [o moim istnieniu wiedziała jego mama, potem Tępy T. ale i on nie wiedział wszystkiego /chociaż może w pewnym momencie Wielebny mu powiedział/].

"(...) inne wspomnienie, inne życie.
i ja przedzierający sie przez polowe zasypanego śniegiem kraju, by na dworcu przywitał mnie on.
żałuję? nie. w żadnym wypadku. przynajmniej tego.
jedynie tego ze skrzywdziłem.
stworzony do tego chyba.
nie z takimi myślami miałem zakończyć ten rok."


Wiem, że nie ma sensu zastanawiać się nad tym co było ale mimo wszystko w środku, gdzieś cichutko słychać szept "A co by było gdyby...?"


*mój pierwszy. Kiedyś może książkę napiszę albo scenariusz na homotelenowelę ;)

piątek, 8 lutego 2013

261

Dzisiaj Boski zwraca się do mądrości czytelniczek [-ków jeśli takowi są].
Ponieważ baby już jesteście dorosłe, dzieciate, mężate, chłopiate, samomieszkające, samoutrzymujące, pozjadałyście wszystkie rozumy od babcinych po mamine porady to powiedzcie mi: 

JAK SIĘ POZBYĆ ZAJADÓW???

Od kilku tygodni nie potrafię ich wyleczyć [mam tylko w lewym kąciku, prawy jakoś się trzyma]. Łykam witaminę B2, smaruję maścią tranową [w zeszłym roku bardzo szybko mi pomogła, teraz coś  nie bardzo]. Miodem też smarowałem i dupa.
Jak się już ranka zagoi to za 2 dni na nowo otwiera. Szlag mnie już trafia.
Żebym kurwa w ustach kiego grzyba trzymał a tu nic.

Gdzieś tam wyczytałem, że należy własnym moczem posmarować i słowo daję, że chyba tego wypróbuję ;/

W robocie to nawet kubek przed użyciem myję, ręce myję częściej niż ustawa przewiduje.
Normalnie nie mogę już, noooo!!!!!!!!

Zacząłem się zastanawiać czy to nie od papierosów ale to chyba byłaby już przesada... a sprawdzać mi się nie chce :P

czwartek, 7 lutego 2013

260

Notka o sprawach bardzo przyziemnych i nie tylko...

Siedzę sobie dzisiaj na kibelku w pracy [nie w Warszafffce,tylko tutaj na miejscu w pewnej dość dużej firmie, która z niemal tygodnia na tydzień robi się coraz mniejsza bo ludzi zwalniają]. W pewnym momencie słyszę, ktoś wchodzi do kibelka i zaczyna siusiać. No spoko.
Po siusianiu nadszedł czas na bąka.
No spoko. Po co trzymać bąka w dupie niech polata po chałupie [tudzież kibelku].
Po bąku nadszedł czas na stękanie. Aż z wrażenia wyciszyłem głos w komórce i wstrzymałem oddech, żeby tylko nie usłyszał, że ktoś w kabinie siedzi.

No i teraz możecie się zastanawiać, czemu to takie nie wiadomo co było, że człowiek za potrzebą przyszedł.
Ano chodzi o to, że tam był tylko pisuar, więc stękanie nie było skutkiem zatwardzenia....*

Szkolenie z I pomocy przebiegło całkiem sprawnie.
Oczywiście jeśli sprawnym nazwać to, że o godzinie 10 z 15 osób przyszło 5, a Boski latał po całej hali i zbierał ludzi. O godzinie 12.15 ta sama sytuacja, potem o 14.15 i o 16.15.
Część ludzi była nieobecna, bo jak się okazało, mieli na nockę, tudzież musieli się dzieckiem zająć i pracowali w domu [a o tym, że jest szkolenie zapomnieli i jeszcze do kierownika z pretensjami, że dlaczego nikt nie przypomniał].

Bo tak ciężko było wysłać maila z informacją, że ktoś nie może przyjść, albo wrzucić kogoś w ramach zastępstwa...

Mam w planach zjeść trzeciego pączka.
Ale najpierw wcisnę resztę drugiego śniadania... to znaczy kolacji chciałem powiedzieć ;)

P.s.
A moje drogie panie, które tu zaglądają chciałem powiedzieć, żebyście nie miały wyrzutów sumienia przez pączki, podobno dzisiaj idzie w cycki a nie w tyłek :)))

*zawsze myślałem, że takie rzeczy to tylko w pornolach. Ale jak to mnie MOB uświadomił: "W pornolach wycinają bąki"...