piątek, 11 września 2015

345

Z cyklu: "Nie-boskie dylematy".

O tym jak to Boski pierwszy raz pojechał do samego centrum stolycy pisał nie będę. Prawie się zesrał, ale jakoś zajechał, znalazł miejsce parkingowe, trafił gdzie miał trafić.
Szkolenie z I pomocy przeprowadził (4 sympatyczne panie, w tym jedna, która od teraz będzie chyba miała na firmie ksywkę "usta-usta").
Do rzeczy. Tzn do nie-boskich dylematów.

Boski zjechał windą na parter (o windach to osobna notka mogłaby powstać), wyszedł z windy - leci do bramki żeby wyjść, bramka oczywiście zamyka mu się przed nosem (w końcu wspominałem, że o windach osobna notka mogłaby powstać).
Podchodzi pan ochroniarz, otwiera pikaczem bramkę. Patrzy na podejrzaną torbę w boskiej ręce (z fantomem).
A co to? Gitara?? - (Ukulele kurwa w wersji XXL - pomyślał Boski)
- TO? Fantom... albo zwłoki jak kto woli...
- Aha... no to fajnie, miłego dnia życzę.
Boski wyszedł z budynku, po chwili słyszy, że ktoś biegnie i woła:
- PRZEPRASZAM!! - odwraca się, ochroniarz biegnie do imć Boskości (pewnie rowerek ze zwłokami dojechał - przeszło przez myśl) 

- Przepraszam, może mi pan jeszcze raz powiedzieć co to jest?? (zwłoki? - podpowiedział boski umysł)
- Fantom...
- A czy ja mógłbym zobaczyć?
- Noo... pewnie, ale to może do budynku wrócimy, żeby nie robić wiochy na wsi...
W budynku, koleś ogląda, podpytuje, w końcu gdy zaspokoił ciekawość mówi:
- Ja bardzo pana przepraszam, że tak zawróciłem, ale po prostu jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś tu był z takim sprzętem...

Boski tylko zapomniał zapytać, czy koleś chce sobie zrobić słit focię z fantomem...
A taki widoczek był z okna...

2 komentarze:

  1. no ja teraz jag gram i mówię, że bomby podstawiam to ludzie też na mnie dziwnie parzą ;-)

    OdpowiedzUsuń