wtorek, 4 września 2012

239

Brakuje mi Dobrej Pani.
Bo ona to potrafiła być kierowniczką i przy okazji dobrą koleżanką, której można się wygadać, która sama miała problemy o których od czasu do czasu opowiadała. I każde z nas wiedziało, że pomimo oficjalnego układu - pracownik - kierownik, mogliśmy na siebie liczyć nie tylko na stopie służbowej.

Moja kożelanka szefowa chyba jest trochę zagubiona. Dla niej to nowość mieć pracownika, a że do tego kolega to chyba ma problem, aby to jakoś wypośrodkować.

Na firmie koleżanka kadrowa uzmysłowiła mi jedną rzecz: moja kożelanka szefowa jest od dawien dawna samodzielna, mogła liczyć tylko na siebie, rola szefowej chyba musi jej myślenie trochę zweryfikować - jeśli mi nie pomoże to będzie jedna wielka lipa.

Osobiście wiem, że mogę do niej zadzwonić, zapytać a ona mi odpowie lub wskaże gdzie szukać odpowiedzi, ale jakoś tak mi głupio. Łapię kilka tematów na raz i niczego nie kończę [co mi zresztą wypomniała - teraz staram się załatwić jeden temat ale do końca].
Podchodzę do tego zbyt ambitnie a powinienem pamiętać, że się uczę. A takiej okazji już nie będę miał, bo kto to widział, żeby 31-letniego chłopa uczyć pracy jak jakiegoś młodzika?

O tym jak bardzo mnie to przeraża nie będę pisał, bo bym się pewnie powtarzał.

Dzisiaj kożelankę szefową nakręcałem z powodu braku samochodu w Warszaffffce.
Sąsiadów dwa razy prosiłem, żeby dali znać jak na zakupy będą jechać. Skończyło się na tym, że pojechali bez uprzedzenia.
Nie wiem czy to tak złośliwie, czy zwyczajnie zapomnieli. Wiem tyle, że następnego dnia wysiadłem przystanek wcześniej, zrobiłem małe zakupy i 20minutowy spacerek do domu sobie urządziłem z jęzorem na wierzchu.
Nie będę się prosić.

Nieco krępująco mi się zrobiło, gdy w sobotę wieczorem, będąc już spragnionym towarzystwa, zszedłem na dół do sąsiadów. Wchodzę, a tam imprezę szykują [chciałem tylko herbatkę z nimi wypić i uciekać...]. No i co teraz? Zostać czy się wycofać?
No więc zostałem. Czułem się nieswojo tak bez zaproszenia. Gdyby powiedzieli wcześniej, że robią imprezę to bym się dorzucił przynajmniej do zakupów a tak czuję się jak sęp, co przyszedł na wyżerkę... Chyba, że liczyli, że nie przyjdę... Albo mają taki zwyczaj, że jak masz ochotę to przychodzisz i tyle...
Ja tam wolę jak ktoś mnie do siebie zawoła... A może powinienem się na chamca ryć, być natrętem i w ogóle?

Taaa.... poważniejszych problemów nie mam :)
Mój świerszczyk się sypie. Kożelanka szefowa nim teraz jeździ. Dzisiaj jak jechaliśmy nieco poszarpało samochodem, na co kożelanka zdziwiona:
- A co to nim tak szarpie??
- Bo trzeba delikatnie sprzęgło puszczać.... - tyle zapamiętałem z moich czerwcowych jazd ;)

Szefowa kożelanka mówi, że jeszcze przezimować świerszczem muszę. W przyszłym roku może coś nowszego się kupi. Zakładając, iż świerszczyk nie rozleci mi się w locie, bo jego zachowanie jest co najmniej dziwne a po mojej stłuczce to mam jakiegoś pierdolca na punkcie tego samochodu i jak tylko coś stuknie to wpadam w panikę.

5 komentarzy:

  1. Hmm... na drogach uważaj to się może autko nie rozleci. A z sąsiadami może najlepiej wprost porozmawiac na temat sytuacji zaproszeniowo zakupowej. Po co masz się zastanawiać czy dobrze robisz czy nie. Będzie jasne. No taka dobra rada :)

    OdpowiedzUsuń
  2. P.S. Czy ta weryfikacja komentarzy jest naprawdę konieczna? Wkurza strasznie, szczerze mówiąc... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam pojęcia jak ją wyłączyć, szukałem ale nie znalazłem :P

      Usuń
  3. Ogólnie to ja też nie lubię tak "na krzywy ryj", ale ostatnio miałam podobną sytuację. Mam koleżankę, dobrą mi się wydawało (nawet bardzo). Oddałam jej kupę rzeczy po Pierworodnym i w ogóle zawsze jakoś tak staraliśmy się sobie pomagać. Potomek jej miał niedawno urodziny, więc postanowiłam, że zabiorę syna swego, kupoimy prezent i zrobimy niespodziankę naszym przyjaciołom. Jakież moje zdziwienie było, gdy wdepnęłam w sam środek "kinderbalu". Ale ja się dumą uniosłam- złożyłam solenizantowi życzenia, Pierworodny wręczył prezent i się wycofalliśmy, wprawiając gospodynię zdębiałą w progu. Zabrałam go na "kulki", a ja wieczorem strzeliłam sobie kieliszek wina extra- na ukojenie nerwa.
    Co do środków transportu- nie narzekaj na świerszcza;) Ja wracając dziś z pracy autobusem oczywiście musiałam trafić na dziwaka z psem na ręku. Natychmiast dostałam ataku kaszlu, wytrzeszcza i to chamskie uczucie "kłaka w gardle". SERIO, myślałam, że zejdę z tego świata nim minie kwadrans na szczęście jakimś cudem przełożyłam do nowej torebki leki na alergię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja w ubiegłą niedzielę do warszawki jechałem w przedziale z pańcią ź pieśkiem ale pieśek był gźećny a ja uczulenia nie mam więc spoko ;)

      Usuń