czwartek, 27 września 2012

241

Wczoraj pan kierownik wesoły do mnie z tekstem, że czemu ja taki smutny jestem [jestem znowu w Warszafffce na tym lepsiejszym oddziale].
No to mu mówię, że w tym tygodniu jakiś taki chujor mam.
"To chodź na halę, zrobisz kontrolę, poopierdalasz ludzi i mandaty powlepiasz".
Myślałem, że żartuje, ale jednak nie.
Na dzień dobry pan tokarz tokarzujący na tokarce bez osłon. Więc się dopytuję dlaczego pracuje na tokarce bez osłon, to wbrew przepisom itepe. No i ten do mnie kurwami rzuca, że jakie osłony, tu nigdy osłon nie było. Kierownik Wesoły się wtrącił, że co on pierdoli, sam se zdjął osłony i mu mandat trzeba wlepić.
Na to ja z uśmiechem: "Ale tak szczerze powiedziawszy, to kierownik odpowiada za stan maszyn..."
Poszliśmy dalej.
Pan Malujący pracował w trampkach. Pytam, czy ma obuwie robocze. Oczywiście, że ma, ale ma palec chory a tam buty mają wzmocnione noski i go obciera.
No to ja do niego, czemu do lekarza nie pójdzie wyleczyć palca. Spojrzał na mnie jak na UFO, ale nic. Ma założyć buty robocze i w nich chodzić. Poszedł, założył.
Kolejny na tapetę pan przystojny, szlifierką jeździ, okulary założone, ale na głowie zamiast na nosie. Kazałem założyć, to założył. Obok koleś spawa.
I ten to się wkurwił na maxa. Pytam dlaczego spawa bez fartucha. "A dlaczego miałbym?" Bo jest w normatywie, poza tym przy pracach spawalniczych musi mieć fartuch. "To jak pan jest taki mądry, to niech sobie pan kurwa sam spawa".
Ja na to ze spokojem: nie mam uprawnień.
Koleś nie wytrzymał, rzucił tylko: "Ja też kurwa nie mam, więc pierdolę" - i poszedł. Trochę mnie tym zagiął, więc kierownika wesołego pytam czemu kazał mu spawać, a on na to, że ludzi brakuje a ten akurat potrafi.
Koleś wrócił po dwóch minutach z nałożonym fartuchem.
Na spawalni nie zdążyłem awantury zrobić. Jak wszedłem, to ostatni koleś kończył zakładać fartuch.
Kierownik wesoły raczył mnie później poinformować, że wszystkich wkurwiłem na maksa a najbardziej spawaczy za te fartuchy i takimi tekstami na mnie jechali, że dobrze, że nie słyszałem.
I jeszcze się przyznał, że moja szefowa kożelanka takich akcji nie robi i mnie podpuścił...

Trochę wyrzutów sumienia miałem - od strony pracownika można pierdolca dostać, gdy się ubierze pełny strój, ochrony, ale z drugiej jeśli dzięki temu nie stracą zdrowia, to niech sobie na mnie klną.

A dzisiaj z rana już po 6 wszedłem na halę i ze spokojem kazałem pozakładać fartuchy, okulary, ochronniki słuchu. Ubrali się w trymiga, nawet nie dyskutowali.
Pan Malujący sam z rana przybiegł pokazać, że w butach roboczych jest.

Wiem, że większość facetów w kwestii ubioru znają się tak jak ja na samochodach, ale może z biegiem czasu czegoś się nauczą ;)

5 komentarzy:

  1. tia bo przepisy przepisami a wygoda i rutyna to co innego

    OdpowiedzUsuń
  2. No to ładnie, rzeczywiście wesoły ten kierownik;-) Swoją droga co racja, to racja- przy maszynach strój roboczy ma być, niech klną i chujami rzucaja ale zawsze to krok dalej od uszczerbku na zdrowiu. Ja swoim to też zawsze powtarzam i siarczyście opieprzam dla ich dobra;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde co za koleś. Tak podpuścić to trochę chamówa... No ale faceci... Tacy już są. Dobrze, że Ci nie wpieprzyli na koniec dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No i przeniosłam się, idąc za Twoim przykładem.;)

    OdpowiedzUsuń
  5. jakbyś do mnie wpadł do warsztatu to byś mnie na ament zamandacił :)

    OdpowiedzUsuń