wtorek, 13 listopada 2012

247

Budzik wyrwał mnie ze snu grubo po godzinie 6. Akurat taki dzień, że nie musiałem się przed 5 zrywać. Jednak moja pierwsza myśl była 'Jak mi się dziś nie chce do roboty jechać'.

Nie chcem ale muszem, więc się zebrałem, wsiadłem w świerszczyka i ruszyłem na stację, bo benzyny ledwo ledwo a za nim się na gaz przełączy to chwilę trwa.
Zatankowałem, poszedłem do kasy, zapłaciłem, wróciłem się po fajki, wsiadłem do samochodu odpaliłem silnik...
Usłyszałem tylko 'BUM', zobaczyłem dym spod maski.
I nie wiedziałem czy wyjść i uciekać, czy chwytać za gaśnicę [która gdzieś się poniewiera].

Na szczęście pożaru nie było, odpaliłem jeszcze raz i już nie świerszczem a czołgiem udałem się do domu [jak dobrze, że to w mojej mieścinie się stało a nie na jakimś skrzyżowaniu chuj wie gdzie].
Nie będę nudzić jak to do domu dotarłem, dodam tylko, że hamulce też padły.

Byłem u mechanika i padł kolektor ssący czy coś takiego [że niby go rozerwało].
Kożelanka szefowa powiedziała, że nie naprawiamy.
Więc niech ona się teraz martwi, jak zabierze samochód do swojego mechanika.

Swoją drogą zastanawiam się ciągle DLACZEGO tak się stało.
No ale nie wiem.

Póki co korzystam z niespodziewanego wolnego dnia :)
Niestety w tym tygodniu będę musiał korzystać z komunikacji miejskiej.

Trochę mi się łikend przez to pokrzyżował, więc mam nadzieję, że pks w niedzielę o 7*30 pojedzie od MOBa...

2 komentarze:

  1. ło Ty to masz przygody z tym autem

    a co do pks to sobie sprawdź, bo ja ostatnio sprawdziłam pojawiłam się z kolegą na PKS i okazało się, ze zmienili rozkład i kiszka
    kolega musiał jechać przez inną miejscowość i inna komunikacją

    OdpowiedzUsuń
  2. No i co z tym PKSem??? Jechał?

    OdpowiedzUsuń