Dzisiejszą akcję po prostu muszę uwiecznić (kolejna pewnie nieprędko nastąpi).
Po 2 latach postanowiłem wyjść ze strefy komfortu* i umówiłem się na seks randkę**. Nie ukrywam, bardziej interesował mnie qtas kolesia niż cała reszta.
W pewnym momencie akcja, chwila trwa, w pewnym momencie koleś 'traci siły'. Dobra to oralnie. Po chwili pyta, czy chcę przy nim skończyć.
- Że co?
- No czy chcesz przy mnie skończyć bo jak widzisz mi nie wychodzi...
- Niepotrzebuję...
W sumie to nie wiem czy czułem się zażenowany czy lekko rozbawiony.
- Aż tak ze mną źle? - pytam
- Nie, bardzo cię przepraszam, ale po prostu totalnie nie jesteś w moim typie.
Na diabła w ogóle wchodził to nie wiem, ale taki urok randki w ciemno.
Zebrał się, pojechał dodając na odchodnym "Myślę, że nasze drogi więcej się nie zejdą".
No jeśli liczył, że będę tęsknić to by się rozczarował.
Wracam do pokoju. Z szafy koteł wystawia łepek, sprawdza 'czy już bezpiecznie'.
I lampka mi się włączyła, bo byliśmy twarzami do szafy, chyba w trakcie kicia wystawiła łeb, spojrzała na kolesia i mu się totalnie odechciało...
Aż mi się przypomniała moja akcja sprzed paru lat z grubasem i jego kotem...
*mój introwertyzm i brak zaufania do ludzi zdecydowanie się nasilił w trakcie pandemii... Chyba słusznie.
**2 lata temu skończyło się tym, że kolesia odwiozłem do domu (do niczego nie doszło). Ale to osobna historia.