Wszedłem przypadkiem, postanowiłem coś napisać...
Coś dobrego: mieszkam na swoim, jak to pisałem w jednym z poprzednich postów. Właścicielka po ponad roku zabrała swoje graty z mieszkania więc mogę urządzać po swojemu. Ale powolutku, raty rosną, więc pasa człowiek musi zaciskać.
Coś dobrego 2: chciałem kotka. I mam kotka. Rudzielca. Wziąłem go jak miał 1,5 miesiąca, więc praktycznie wychowałem. Teraz jest już nieco ponad rocznym kocurkiem. Mój mały dzikusek, przed obcymi się chowa (ale po paru minutach ciekawość bierze górę ;)) ale mizianie o 5 rano jest miłe (i obowiązkowe).
Irytuje mnie, gdy ludzie pytają "A jak tam sprawy sercowe?". Powiedziałbym, że chujowo ale z tego chuja to bym się ucieszył. Były epizody, nadzieja na coś trwalszego, ale oczywiście przyciągnąłem kolesi z problemami. I nie mówcie, że sobie wmawiam.
Teraz? Teraz mam kryzys wieku średniego i uganiam się tylko za 20 letnimi dupami. No dobra za 22 letnią. Poznaliśmy się w pracy, gdyby nie to, w życiu bym się z nim nie umówił. Gdy mu podziękowano napisałem, od słowa do słowa, spotkaliśmy się raz, drugi, trzeci w końcu u mnie. Całowanie było na 4 tej randce (po 6tej wyszło szydło z worka, dlaczego jeszcze do łóżka nie poszliśmy).
Jakieś 3 tygodnie temu powiedziałbym nawet, że mam chłopaka ale chyba jednak nie. Ma swoje priorytety. Ja do nich najwyraźniej nie należę. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie powie wprost "pozostańmy na stopie koleżeńskiej". Nie będę zrzędzić, parcia jakoś nie mam, zobaczę co czas przyniesie.
Ze złych rzeczy - w pandemii wyszła mi borelioza. Teoretycznie jestem z niej 'wyczyszczony' (terapia generatorem plazmowym - medycyna naturalna. Mniejsza o większość, po 2 sesjach poczułem znaczną poprawę - zniknęły stany depresyjne, znowu miałem siłę, żeby rano wstać z łóżka). Jedynie nogi od kolan w dół bolą, kiepsko sypiam i jestem zmęczony. Jak uzbieram kasę, to będę szukał pomocy.
Daję radę. Powolutku.
Do przodu.