piątek, 15 marca 2019

383

Z cyklu (nie)boskie dylematy:


Dworzec Wschodni, czekam na pociąg do Gliwic, odjazd godz. 16.14. 
Na tablicy wyświetlane są pociągi, zbliża się godzina odjazdu, mojego ni chu chu. Sprawdzam bilet - jak byk godz 16.14. Patrzę na rozkład, czytam, szukam, nie ma mojego pociągu. Wchodzę na rozkład internetowy, a tam odjazd godz. 15.54. 
Wkurwiony idę do informacji, łysina trochę mi zarosła szczeciną, więc włos zjeżony, mord w oczach, mówię pani, że na bilecie odjazd 16.14 a okazuje się, że pociąg odjechał o 15.54. 

Pani sprawdza bilet i mówi:

- Bo bilet jest ze stacji Warszawa Centralna a nie Wschodnia....



Dobrze, że mam gdzie spać.


Kurtyna.

1 komentarz:

  1. Zdarza się najlepszym. Chociaż pominę wiąchę epitetów jakie potrafię sobie walnąć w takich sytuacjach. Mi ostatnio coś nie stykło i jadę na szkolenie do firmy. Szkolenie punkt 16:00 ja wchodzę 15:50 Pani oczy na mnie i pyta w jakiej sprawie. No na szkolenie odpowiadam godz. 16:00. Owszem Pani odpowiada ale jutro. Innymi słowy pojebały mi się dni tygodnia i święcie byłam przekonana że to czwartek. Wcięło mi dni gdzieś w kalendarzu i masz zrobiłam sobie wycieczkę po próżnicy /czas, paliwo i te sprawy/. Tak więc spoko, nie jesteś sam.

    OdpowiedzUsuń