czwartek, 30 czerwca 2016

362

Wczoraj po przyjeździe do Warszaffffki z kożelanką szefową pojechaliśmy obejrzeć dwa pokoje.
Jeden bardzo blisko centrum, drugie w Wilanowie.

Nie spodobało mi się. Na pytanie kożelanki szefowej co mi się nie podoba nie potrafiłem odpowiedzieć... "Bo Ty sam nie wiesz czego oczekujesz. Co byś chciał? Żeby chlebem i wodą Cię witali?".

Wieczorem, w motelu, znowu przeglądanie ofert, linki od kożelanki szefowej. Wybrałem trzy. Trudno, muszę coś wybrać, żeby faktycznie bezdomnym nie zostać.

Dzisiaj umówiłem się na te 3 miejsca.
Pojechałem na pierwsze. 5 minut od pracy autobusem. Starszy jegomość, sympatyczny. Mieszkanie...cóż, pokój bardzo duży, ładny, spodobał mi się. Kuchnia i łazienka już niekoniecznie.
Jak powiedziałem, że potrzebuję umowę albo przynajmniej weksle potwierdzające wpłatę, Starszy jegomość zaczął się zastanawiać, bo to by podatek musiał odprowadzać. Wyraźnie wyczułem, że musiałbym to dopłacić. Jak przeliczyłem, stwierdziłem, że za tą cenę można znaleźć o wiele lepszy standard, ale w ostateczności jak mus to mus.

Zawsze gdy jechałem trawajką z dworca czy to na dworzec, przejeżdżając przez jedną z dzielnic myślałem sobie, że fajnie byłoby tu mieszkać, gdzieś w okolicy...

Udałem się w miejsce nr 2. Wysiadłem z trawmajki. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo to właśnie ta okolica. Parę minut do spotkania, wszedłem w ulicę, chwilę pospacerowałem... i zakochałem się w tym miejscu. Do kożelanki szefowej sms "Jak to miejsce nie wypali, to się zwalniam. Pytałaś czego mi wczoraj brakowało, właśnie tego:


Wczorajsze miejsca wywoływały u mnie poczucie depresji, co w moim przypadku raczej nie jest wskazane ;)

Byłem gotów bez wchodzenia i oglądania pokoju brać w ciemno, byleby tutaj. Pokój obejrzałem i nawet się nie zastanawiałem.

Co prawda w umowie rezerwacyjnej jest zapis, że mogą odstąpić od podpisania umowy wynajmu bez podania przyczyny, więc 100% pewności nie mam, ale może drugi raz numeru mi nikt nie wywinie... ;)

Nawet specjalnie nie interesuje mnie, kto tam mieszka. Ważne, że jest TUTAJ. Szczęśliwice. Może w końcu lokalizacyjne szczęście przynajmniej będzie się mnie trzymać.

W tramwajce, opowiadając kożelance szefowej o miejscówie tak mi się ryj cieszył i taki entuzjazm się ze mnie wylewał, że ludzie gapili się na mnie jak na debila. 

A niech się gapią :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz