poniedziałek, 19 grudnia 2016

370

W sumie, to nie bardzo wiem czy chcę o tym pisać lub też JAK o tym napisać...
Powiedzmy, że moja 'rozpusta' została pokarana.

Te AŻ 4 przygody, które miałem zawsze w jakiś sposób były dziwne (zwłaszcza ta ostatnia). I niemal zawsze towarzyszyło mi uczucie, że takie wyskoki to jednak nie dla mnie.

2 tygodnie po pamiętnym wyruchaniu grubaska na oczach jego kota poszedłem zrobić sobie testy na hiv. Anonimowo, wynik po 30 minutach, jednak pani psycholog (?) powiedziała, że zrobi mi tradycyjny test, bo ostatni kontakt miałem 2 tygodnie wcześniej i robię go po raz pierwszy (szybkie testy mają jakiś minimalny procent błędu).
Także weekend minął mi nieco w niepewności. Niby ryzyko niskie, kontaktów z płynami moich partnerów w zasadzie nie miałem no ale...
W poniedziałek wynik odebrany, ujemny (czyli zdrowy jestem). Ulga mimo wszystko.

I tak, we wtorek wieczorem wróciłem z Warszafffki do domu...
Dzwoni telefon na mój prywatny numer. Pan z Policji w Warszawie powiedział, że musi mnie wysłuchać. O co chodzi - nie mógł przez telefon powiedzieć. 
Umówiłem się na następny tydzień, bo akurat miałem być w stolicy...

Znowu tydzień zastanawiania się o co chodzi. Jakiś wypadek? To by do firmy pisemne zawiadomienie wysłali. Ktoś mnie za świadka podał? Ale nic się nie działo co bym pamiętał.

Z głupia franc do kożelanki szefowej rzuciłem tekstem, że pewnie grubasek coś wymyślił, bo nie chciałem znajomości kontynuować. Kożelanka szefowa się śmiała, bo przecież co koleś mógł wymyślić?

Stawiłem się na komendzie, z samego rana. Wyszedłem 3 godziny później.
- Panie Boski, czy zna pan pana Grubaska z kotem?
- A mieszka w stolycy?
- Tak.
- To wiem o kogo chodzi.
- Grubasek z kotem twierdzą, że ukradł pan jego telefon.
- Że co proszę?

Ponieważ spodziewałem się numeru ze strony Grubaska z założenia wiedziałem, że będę mówić WSZYSTKO co się działo. I jak panom policjantom powiedziałem, że się na seks spotkaliśmy to chyba trochę ich zaskoczyłem. Jeden rzucił tekstem, że sam sobie wziąłem telefon w ramach 'gratyfikacji'. Ale za chwilę zapytali czy spotkanie miało jakiś konkretny cel - tak, dla przyjemności.

No i mnie maglowali. Przeszukali (jak pan policjant założył gumowe rękawiczki to się wystraszyłem, że będzie tego telefonu w mojej dupie szukać...).
Pojechaliśmy na przeszukanie mojego pokoju. Nie, nakazu nie mieli. Sam się zgodziłem. Adwokata też nie chciałem. 
Moment niepewności miałem, jak jeden zadał mi pytanie "A co jak znajdziemy telefon w mieszkaniu?". Zacząłem podejrzewać, że to koledzy i zwyczajnie mi go podrzucą (za dużo telewizji....).
Pojechaliśmy, przeszukali. Wróciliśmy, spisali protokół.

Potem jeszcze przesłuchanie przez ostatniego policjanta. "Panowie byliście sami czy ktoś jeszcze był?"
- Tylko my dwaj. No jeszcze kot, ale on się chyba nie liczy...
Powiedziałem, że gościu pił wódkę, ale nie wydawał się jakoś pijany, żeby nie kontaktować co się dzieje. Wciągał jakąś substancję z małej buteleczki, chyba poppers, pytałem jak działa, powiedział, że rozluźniająco.
- Rozluźniająco na odbyt czy jak?
- Nie wiem, nie dopytywałem, sam nigdy nie próbowałem.

Po zakończeniu pytałem, czego mogę się spodziewać. Niczego. Słowo przeciwko słowu. Poza tym, chwilę przed moim przesłuchaniem, policjant dzwonił do gościa i grubasek zaczął w zeznaniach plątać.

Czyżby nie miał jaj, żeby powiedzieć, iż go w dupę rżnąłem a jego kot to widział?

Po wyjściu z komendy zadzwoniłem do szefowej - Masz 10 tyś, żeby wpłacić za mnie kaucję? - CO? Ale jak? Co zrobiłeś? Czekaj! - Spokojnie, tylko żartuję.

Podjechała po paru minutach po mnie. Tak czekając na nią, widziałem blok w którym grubasek i jego kot mieszkają. I słowo daję, pierwszy raz byłem tak wkurwiony na kogoś, że chyba bym rozszarpał gołymi rękami, gdyby się nawinął.

Na plus mogę powiedzieć, że panowie policjanci bardzo profesjonalnie się zachowywali. Nie byli chamscy wiedząc, że jestem gejem, zero homofobii. Po prostu robili swoje (znowu za dużo tv i seriali....).

Weekend w domu. Grypsko zaatakowało, na szczęście w czwartek bez problemu dostałem się do lekarza (i obok komunikacji miejskiej, przychodnie to kolejna rzecz, którą uważam, że jest dobrze zorganizowana w Warszafffce - u siebie w dniu mojego wyjazdu do Wawy nie miałem szans na dostanie się do lekarza).
W czwartek jeszcze o imprezę firmową zahaczyłem, ale po 2 godzinach zmyłem się do domu.
W piątek ledwo miałem siłę ruszyć się z łóżka. Chorowanie na obczyźnie, będąc samemu to jednak nic przyjemnego.

Juto powrót do domu.
Najchujowsza końcówka roku w moim życiu.

No ale... takie... życie.

Najbardziej przykre, że od czasu spotkania z grubaskiem nie mam ochoty na jakiekolwiek kolejne. I to nawet na kawę.

1 komentarz:

  1. gdybys mi w trakcie przesłuchania o tym kocie wspomniał to bym się chyba jednak usmiechnęla ;)

    OdpowiedzUsuń